Sama wstałam!

19.11.15



I kolejna ważna data do zaznaczenia w życiu mamy i jej córeczki.
Izunia samodzielnie wstała!!!

Akcja miała miejsce w środowy słoneczny poranek, gdy Izunia po rannej butelce dostała jak zwykle kopa energetycznego i hasała po łóżeczku, wesoło wykrzykując znane sobie nieliczne słówka. Mama tymczasem z pół zamkniętymi oczami, niewyspana i jakaś taka niewyraźna, poczłapała do łazienki ogarnąć się szybciutko, byle zdążyć przed następnym odczuciem głodu swojej córuni. Nagle wszelkie odgłosy z łóżeczka ustały. A to oznaczało tylko jedno - mały urwis coś kombinuje.

Mama sprawdza, a tu Izunia siedzi już z kocem w buzi, małe rączki stukają o szczebelki łóżeczka, i już już sięgają coraz wyżej i wyżej, by po chwili podeprzeć się o barierkę, podciągnąć pupcię i proszę bardzo - ja sama wstałam! Uśmiech na małej buźce, mówiący "Zobacz mama, co ja już umiem" i "Oj mamo, teraz to będziesz mieć ze mną przerąbane" :) I znów trzeba materac obniżać, żeby dziecię nie wylazło w nocy, żeby nie fiknęło na podłogę.


Teraz to rzeczywiście będę mieć przerąbane :) Odkąd nauczyła się raczkować, pędzi jak lokomotywa po podłodze, ucieka wciąż z maty i już jest w połowie pokoju. Nie można ani na sekundę spuścić z niej wzroku, bo już grzebie przy telewizorze czy przy stoliku. Na moje "nie wolno" tylko patrzy na mnie i uśmiecha się łobuzersko, po czym wraca do grzebania tam, gdzie nie powinna. Przenoszę ją spowrotem na matę, a urwis już czmych czmych i znów pod telewizorem. Zmęczona przenoszeniem po raz setny, wkładam ją do kojca, bo mama czasem też musi do kibelka.

Krzyk, wrzask, wysikać się nie można w spokoju! Żeby sąsiedzi nie posądzili mnie o jakieś znęcanie się (bo ściany tutaj cienkie), wyciągam Izkę z kojca i kładę na macie, z nadzieją że tym razem pobawi się grzecznie choć z 5 minut, żeby mama ziemniaki mogła obrać. Ale gdzie tam! Ledwo mała pupcia dotknęła podłogi, już się wykręca, obraca i czołga za mamusią. Obiad musi poczekać. Jak zwykle.

A skoro pierwsze samodzielne wstanie jest już za nami, to teraz tylko czekać, aż zacznie chodzić i biegać po całym domu. To dopiero będzie zabawa! Wtedy to już chyba można zapomnieć o kibelku, chyba że w towarzystwie małego rozbójnika :) Nie mówiąc już o ugotowaniu obiadu, bez ciągłego sprawdzania, gdzie w tej chwili znajduje się dziecię, czy nie wylazło już na schody, czy się nie przewróciło, czy nie wyciąga właśnie garów, by Ci pomóc w gotowaniu.

Oj tak, będzie wesoło! Z jednej strony już się nie mogę doczekać, aż zacznie sama chodzić. W myślach mam już wspólne spacerki za rączkę, przewracanie na trawce, tupot małych stópek rozbrzmiewający po całym domu... Ale z drugiej strony, skoro Izunia teraz taka aktywna i raczkuje z prędkością lokomotywy, to chodzić będzie chyba z szybkością światła! I czy stara matka nadąży wtedy za nią na tych spacerkach??? :)

Kochane są te nasze dzieciaczki, co nie? A jak Wy wspominacie takie wydarzenia? I jak sobie radzicie z tymi urwisami, gdy ciągle Wam uciekają i tak rozrabiają? Podzielcie się ze mną swoimi przeżyciami.

You Might Also Like

10 komentarze

  1. U nas od pierwszego wstania w łóżeczku, do wstawania przy różnych meblach minął z miesiąc. Jednak przy tych szczebelkach było jej łatwiej. Chociaż i tak dużo trzeba było pozmieniać. Przewijak i kosmetyki zdjąć z łóżeczka... Karuzelkę rozmontować... A teraz jak już chodzi to trzeba mieć oczy dookoła głowy. I zaczepy na szafki praktycznie wszędzie...:D Gratulacje dla Małej! Pozdrawiamy! ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czyli dużo roboty przede mną! Jutro ściągam organizer z kosmetykami, bo już mi stamtąd wyciągała rzeczy przechylając się przez barierkę:-) I zacznę już rozglądać się za tymi zabezpieczeniami na szafki! Pozdrawiam!

      Usuń
    2. Ja najpierw kupiłam zaczepy tylko do łazienki,żeby zabezpieczyć przed środkami chemicznymi, później też do pokoju córki na szafkę z kosmetykami, teraz też do kuchni. ...po tym jak ostatnio siedziała i bawiła się, jak ja gotowałam, kręciła się wokół szafek, nagle otwiera, pierwsze co chwyta za tabletki do zmywarki i do buzi... Oj, dobrze że to tabletki w opakowaniach... Ale i tak, warto wszystko pozamykać, na wszelki wypadek.

      Usuń
    3. Już się nie mogę doczekać, aż mój urwis będzie mi pomagał w gotowaniu ;) Ale rzeczywiście lepiej wszystko zabezpieczyć na wszelki wypadek, bo nie wiadomo gdzie te malutkie rączki zawędrują!

      Usuń
  2. No to gratulacje! To wielki krok ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękujemy:) Pewnie Ty też już się nie możesz doczekać, aż Twoja Zosia zacznie tak hasać:)

      Usuń
  3. No i nic dziwnego, że tylu ludzi w Irlandii jedzie na takeawayach:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też czasami zamawiam chińczyka czy pizzę, jak nie mam czasu/siły/ochoty na gotowanie. W końcu po to są takeawaye, co nie? :) A teraz czasu będzie jeszcze mniej, skoro moja mała zaczyna człapać i trzeba będzie jej stale pilnować! Ale widzę też plus tego - teraz mój mąż będzie częściej jadł dobre, niespalone obiadki (z takeawaya oczywiście;)

      Usuń
  4. Pięknotka ;)Oj mamusi ,już się kawki w spokoju nie napijesz:))pamiętam tę chwile:)i widzę że łóżeczko też jej bardzo smakuje,u nas ślady ząbków są do dziś:) pozdrawiam i zapraszam do nas:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak, łóżeczko najsmaczniejsze :) A kawkę w spokoju wypić to chyba tylko w nocy! Również podrawiam i zapraszam ponownie. A do Was zajrzę niebawem :)

      Usuń

Polub mnie na Facebooku

NAPISZ DO MNIE

Nazwa

E-mail *

Wiadomość *