Powrót na stare śmieci

11.11.15



W miniony weekend wróciliśmy na chwilkę na "stare śmieci". Jak to dobrze było znów zobaczyć Droghedę i przyjaciół, których tutaj w Limericku najbardziej brakuje! Przechadzając się tak znajomymi uliczkami Droghedy miałam wrażenie, jakbym nigdy stamtąd nie wyjeżdżała. Co prawda dopiero minęło półtora mca od naszej przeprowadzki, więc jeszcze dobrze pamiętam każde miejsce, każdy zakamarek, każdą uliczkę i każdy sklep. Z czasem na pewno wspomnienia się zatrą (szczególnie że człowiek już nie za młody i pamięć już niekiedy szwankuje), ale wiem, że Drogheda na zawsze zostanie w moim sercu, gdyż tam miałam swój pierwszy własny dom, tam nauczyłam się samodzielności i życia na własny rachunek i wreszcie tam miała miejsce najpiękniejsza chwila w moim życiu - narodziny naszej Izuni. Dla niej też był to pierwszy domek, ale nie będzie tego pamiętać.

A wracając do weekendu, to miło spędziliśmy czas, nie tylko spacerując po mieście, ale też imprezując z przyjaciółmi. Za nimi najbardziej się tęskni! Tyle lat razem, tu się skoczyło na kawkę i plotki, tam na winko czy piwko, a teraz trzeba umawiać się na wspólny weekend i jechać prawie 3 godziny. A z Izunią w samochodzie to nie jest jazda w ciszy i spokoju! Pośpi to może z godzinkę, obali flaszkę w 10 minut, a potem co? Żeby tatuś mógł się skupić na jeździe, to mamusia musi zabawiać przez resztę czasu. Niekiedy repertuar piosenek mi się już kończy:) Zabawki też nie pomagają na długo. Izka na rączki by chciała oczywiście, bo ileż można w niewygodnym foteliku siedzieć? Tak więc podróż mija nam w hałasie i śpiewie próbującym zagłuszyć płacz (a że mamusia talentu do śpiewania nie ma, to już problem tatusia i jego uszu:). Ale wesoło ogólnie jest!!!

Wreszcie docieramy na miejsce noclegowni (całe szczęście znajomi zapewnili nam u siebie B&B - a raczej wypadałoby powiedzieć, że B&A&B - bo napoje procentowe lały się strumieniami:). My ucieszeni, że troszkę odpoczniemy od pieluch i butelek, bo tyle wujków i cioć teraz chętnych do przewijania i karmienia! Ale gdzie tam!! Izunia na widok cioci buzia w podkowę i ryk! Z następną ciotką i wujkiem to samo. Ale to już chyba ten wiek (7 i pół mca), że dziecko boi się nieznajomych. Więc nici z odpoczynku, trzeba było samemu jak zwykle babrać się w gównach:) Na szczęście na drugi dzień już się przyzwyczaiła i nie darła tak tej ślicznej buźki.

Ale za to mamusia w niezbyt dobrej kondycji z rana:) Jak tak dawno nie widziało się znajomych (i butelki innej niż ta z mlekiem:) to trzeba było nadrobić zaległości. Podobno na stole nie tańczyłam, pod stołem też nie leżałam, ale na spacer z koleżanką pod ramię w ciemną noc się wybrałam. Chwiejnym krokiem szłyśmy gwiazdy oglądać:) Reszta nocy zamazana jest. Tylko otwarty kibelek coś mi majaczy w głowie:) No ale pyszna wiśnióweczka była!!! Dobrze że mąż kochany i Izunią się zajął, gdy żona taka niewyraźna była. Następnego wieczora jego kolej była:)

I weekend minął, jak zwykle za szybko. I trzeba było wracać na "nowe śmieci". Kiedy znów się tam wybierzemy? Nie wiem, ale na pewno jeszcze nie raz.

You Might Also Like

2 komentarze

  1. fajnie jest wrócić "na stare śmieci" :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Takie krótkie powroty to zawsze są miłe :) Na pewno nie był to nasz ostatni raz tam :)

      Usuń

Polub mnie na Facebooku

NAPISZ DO MNIE

Nazwa

E-mail *

Wiadomość *