Żegnaj 2015, witaj 2016 - czyli podsumowanie starego roku

4.1.16


Witajcie w Nowym Roku 2016! Skoro nadszedł już nowy, czas pożegnać ten stary rok, a najlepiej zrobić to, podsumowując co takiego ważnego się wtedy wydarzyło. Nigdy nie robiłam takich podsumowań, ale rok 2015 zasłużył sobie na to, gdyż z całą pewnością jest jak do tej pory najwspanialszym, najbardziej zwariowanym i najbardziej pamiętnym rokiem w naszym życiu (a czekają nas na pewno kolejne takie lata :)

Oczywiście najważniejszym wydarzeniem w tym minionym roku było powiększenie się naszej rodziny do ilości sztuk 3. Nasza kochana Izunia przyszła na świat 21-ego marca - takie dziecko wiosny :) i od razu zawojowała nasz uporządkowany świat. Tyle lat wyczekiwana, wytęskniona, wymarzona wywróciła nasze życie do góry nogami. Każdy rodzic wie, jak zmienia się wszystko, gdy w domu pojawia się dziecko. Ale niektórzy nie mogą sobie tego wyobrazić na początku, nie potrafią sobie wyobrazić siebie jako matki czy ojca. Ja też nie potrafiłam. Nie wiedziałam jak być mamą, czy w ogóle potrafię być dobrą mamą, czy będę umiała zaopiekować się swoim dzieckiem. Ale gdy tylko wzięłam córeczkę pierwszy raz na ręce, przytuliłam do siebie, poczułam jej małe bezbronne ciałko w moich ramionach, spojrzałam w te maleńkie oczęta, już wtedy wiedziałam! Wiedziałam, że jestem mamą, poczułam się jak mama i wiedziałam, że zrobię wszystko, by chronić mojego Skarba, dbać o niego najlepiej jak potrafię i być dla niego najlepszą mamą na świecie. 

I od ponad 9-ciu m-cy staram się być taką mamą, choć nie zawsze mi to wychodzi. Wiadomo, że nie zawsze jest łatwo, że zdarzają się chwile załamania, gdy brakuje cierpliwości, gdy mam ochotę trzasnąć drzwiami, gdy wszystko mnie wkurza. Ale wystarczy wtedy spojrzeć na tą maleńką uśmiechniętą buźkę i cała złość przechodzi w mig. Dzieci mają taką zbawienną moc, że choćbyś była nie wiem jak wkurzona, to gdy dziecko się uśmiecha, ty też zaczynasz się śmiać. 

Od urodzin Izuni uczę się codziennie, jak być dobrym rodzicem, obserwuję codziennie jak moje dziecko rośnie i zdobywa nowe umiejętności. Cieszę się z każdego nowego słówka, z każdego buziaka dla mamy, z każdej próby chodzenia przy mebelkach, z każdej zjedzonej kaszki. I choć w domu jest bajzel, a czasu dla siebie niewiele, to nie zamieniłabym tych chwil, tych 9-ciu m-cy na nic innego. Swoją drogą 9 m-cy to kawał czasu, a teraz wydaje mi się, że to tak szybko przeleciało - jakbym zaledwie wczoraj leżała na porodówce! Uwielbiam moje macierzyństwo (choć nieraz tak bardzo narzekam;) i nie wyobrażam sobie teraz życia bez dziecka! Na pewno Izunia zmieniła nasze życie na lepsze, stało się ono ciekawsze, mniej monotonne i zabawniejsze. I już czekam z niecierpliwością na kolejne lata z naszym małym urwisem! Z pewnością też będą wspaniałe i godne zapamiętania.

Warty wspomnienia jest też wyjazd do Polski na początku września. Dla naszego Aniołka, wtedy 5-ciomiesięcznego, był to pierwszy lot samolotem. Trochę obawialiśmy się tego lotu, bo nigdy nie wiadomo, jak zachowa się takie małe dziecko na takiej wysokości, czy nie będzie drzeć się cały czas i wyrywać z naszych rąk. Ale Izunia była zadziwiająco grzeczna, usnęła zanim jeszcze samolot wystartował, obudziła się w połowie lotu i po obiadku skakała wesoło po siedzeniach i po nas. Tak więc lot upłynął nam w spokoju i ciszy. Chyba rośnie nam mała podróżniczka :)

A w Polsce wielkie powitanie, bo wszystkie babcie, dziadkowie, ciocie i wujkowie pierwszy raz zobaczyli naszego Bąbelka. Oczywiście radość wielka, każdy chce bawić, nosić, karmić, a nawet przewijać, a dla nas to fajnie, że ktoś inny może się na chwilę zająć dzieckiem, a my możemy odpoczywać. W Polsce odbył się chrzest Izuni, zjechała się rodzinka, której dawno nie widzieliśmy, było wesoło i równie przyjemnie jak na naszym weselu. A główna bohaterka tego dnia oczywiście przespała prawie całą swoją imprezę :) W Polsce świętowałam także swoje 35-te urodziny, ale jak to zwykle bywa, nie tak jak planowałam. Rozchorowałam się i zamiast imprezować z przyjaciółmi w restauracji, leżałam w łóżku popijając Piccolo z siostrą, mężem i szwagierką. Ale i tak było miło :)

Kolejnym ważnym wydarzeniem była przeprowadzka do Limericku pod koniec września. Gdy mieliśmy już wszystko ustabilizowane w Droghedzie i ogarnęliśmy się już jako rodzice, mąż został przeniesiony w pracy do innej miejscowości i chcąc nie chcąc trzeba było się przeprowadzić i zaczynać tu wszystko od początku. Nowe miasto, nowy dom, nowi znajomi i jeszcze nowe dziecko :) Na początku było ciężko, ale teraz już się przyzwyczailiśmy i dobrze nam tutaj. Tylko żeby nie lało tak non stop! No ale przecież to Irlandia, więc do deszczu też trzeba przywyknąć! Zobaczymy jakie lato czeka nas w Limericku - bo w Droghedzie bywało gorąco. 

Na koniec podsumowania muszę jeszcze wspomnieć o moim blogu, który wystartował na początku listopada, a w mojej głowie pomysł na pisanie narodził się z miesiąc wcześniej, niedługo po przeprowadzce. To także ważny rozdział w moim życiu. Mój blog to taka kronika rodzinna, stworzona dla upamiętnienia najważniejszych wydarzeń z życia Izuni i moich jako mamy. Nie spodziewałam się, że będzie tak chętnie czytany przez inne mamy (i nie mamy), za co serdecznie Wam dziękuję - że czytacie, lubicie, komentujecie (a to już dokładnie 2 m-ce od pierwszego posta!). Mam nadzieję, że będziecie mi towarzyszyć również w tym nowym roku! 

A teraz oficjalnie uważam rok 2015 za zamknięty :) Ale w mojej głowie, myślach, wspomnieniach będzie wiecznie żywy, bo tyle wspaniałych rzeczy się wydarzyło, tyle pięknych chwil przeżyliśmy i tyle cudownych wspomnień wynieśliśmy z tego roku. A więc żegnaj 2015, witaj 2016! Obyś był równie wspaniały co Twój poprzednik! Wam też życzę, by ten nowy rok był dla Was udany, piękny i warty zapamiętania!

You Might Also Like

9 komentarze

  1. Rok 2015 był dla Was pełen atrakcji. Życzę Wam aby 2016 obfitował w jeszcze więcej pięknych, wartych zapamiętania chwil! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na pewno tak będzie! Tylko czekać na nowe atrakcje w wykonaniu naszej Izki :)

      Usuń
  2. Pełno wrażeń. To ja Ci życzę, żebyś cały czas czerpała jak najwięcej radości z bycia mamą, żeby w tym wielkim mieście było jak najbardziej "swojo" i żeby blogowanie przynosiło same radości. ;)

    I kiedyś musisz koniecznie zrobić posta o tym lataniu z maluchem! Ja mam na to ochotę odkąd mała skończyła właśnie 5 miesięcy. Ale się cykam jak nie wiem co.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A dziękuję Ci bardzo za takie miłe życzenia :) Ja to całą dobę czerpię radość - za dnia z bycia mamą, a w nocy z blogowania :) A posta o lataniu z dzieckiem to może kiedyś napiszę - jak Iza będzie miała więcej wylatane, bo kto wie czy następnym razem też będzie tak spokojnie!

      Usuń
    2. Pamiętam jak moja córka miała 8 m-cy. Leciałyśmy gdzieś samolotem i ona oczywiście nie mogła usiedzieć na miejscu.Więc postawiłam ją na chwilę w przejściu na środku samolotu. I chyba poczuła wolność, bo tak nagle się zerwała i raczkując puściła wzdłuż samolotu,że nie mogłam jej złapać.I jak tylko ją dogoniłam to ona nawrót i pędem puszczała się w drugą stronę. I tak biegałyśmy w tę i z powrotem przez połowę czasu trwania lotu. No cóż, przynajmniej jakaś rozrywka dla mnie i innych pasażerów:)

      Usuń
    3. Nie martw się tak lataniem.5 miesięczny szkrab to na prawdę duże dziecko na lot samolotem. Ja wzięłam pierwszy raz mojego malucha, kiedy miał 2 miesiące i zupełnie nie było z tym problemów.Wiadomo,najczęściej są 2 opcje - albo będzie wrzeszczeć całą drogę,albo ją prześpi.Ale tak czy inaczej taka sama reakcja może być jak dziecko ma 2m-ce,pół roku i 2 lata.Jedyny problem takich wczesnych lotów może być to,że się może nie zdążyć wyrobić dokumentów:)

      Usuń
    4. No właśnie, nie ma co się martwić na zapas. A może tak jak moja Iza, Twoja mała też będzie grzeczna jak Aniołek! A z tymi dokumentami to u nas była masakra, bo myśleliśmy już, że paszport nie przyjdzie na czas - ale na szczęście doszedł tydzień przed wylotem! No ale nerwy były i myśli o chrzcie Izy przez Skype chyba :)

      Usuń
  3. Oby się dobrze pisało :D Bo reszta na pewno idzie jak z płatka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :) No nie zawsze idzie jak z płatka! Ale daję radę :)

      Usuń

Polub mnie na Facebooku

NAPISZ DO MNIE

Nazwa

E-mail *

Wiadomość *