Czasem mam dość!!!

11.1.16

fot. Shutterstock

Zdarzyło Wam się kiedyś, że miałyście wszystkiego dość? Chciałyście trzaskać drzwiami, tłuc talerzami, drzeć się wniebogłosy, ryczeć do poduszki albo uciec jak najdalej? Na pewno nie raz! Każda z nas czasem wychodzi z siebie i traci cierpliwość - w końcu matka też jest tylko człowiekiem! Najlepiej wtedy ponarzekać sobie głośno - gorzej gdy nie ma chętnych do słuchania :) No to jedziemy z tym narzekaniem! :)

Początek tego nowego roku nie był dla mnie łaskawy (i dla mojego gardła), zwłaszcza ostatni tydzień dał mi nieźle popalić. Nie wiem czemu naiwnie myślałam, że jak za dotknięciem magicznej różdżki, wszystko się zmieni na lepsze w tym nowym roku. A tu lipa! Wszystko tak samo, a nawet gorzej.

Mąż nadal w pracy do późna i nigdy nie wiadomo o której wróci - czy będzie to godz. 18 czy 23. Taka praca niestety. No ja rozumiem, że ktoś musi utrzymywać rodzinkę, skoro ja w domu z dzieckiem "siedzę", ale przecież nie po to przeprowadzaliśmy się aż tutaj do Limericku, żeby było nam gorzej i żeby córcia prawie tatusia nie widywała! Więc całe dnie sama z dzieckiem w domu jestem i póki co o wypadach gdzieś bez dziecka mogę sobie tylko pomarzyć. Wszędzie trzeba marudzącego Szkraba zabierać. Nie to, że nie lubię z nią jeździć, ale czasem chciałabym zaliczyć np. fryzjera czy kosmetyczkę częściej niż raz na rok. Albo przejść się po sklepach w spokoju, nie myśląc, że trzeba nakarmić, przewinąć czy wziąć na ręce, gdy drze się jak szalona i wyrywa z wózka. A kilka razy zdarzyło mi się tak, że po prostu musiałam wziąć na ręce - nie było innego wyjścia, by zamknąć tą małą krzyczącą buźkę. I z takim obciążeniem chodziłam między wieszakami i półkami, a że nie był to spacerek nazbyt przyjemny, to po 5 minutach miałam dość (a moje ręce to już dosłownie opadały) i całkowicie mijała mi ochota na zakupy. Ale plus jest taki, że przynajmniej kasy nie wydałam na jakieś pierdoły dla siebie (a może właśnie o to chodziło mojemu urwisowi? :)

Czasem mam dość!

Poza tym w zeszłym tygodniu plecy znów się odezwały i to ze wzmożoną siłą. W nocy budzi mnie ból okropny, żadna pozycja nie przynosi ulgi, a każdemu ruchowi i przekręcaniu się towarzyszy moje "Ała". Na podłogę wrócić nie zamierzam, jogę ćwiczę jak mi się przypomni, najchętniej na masaż bym się wybrała, bo kiedyś pomógł, no ale z dzieckiem nie pojadę - bo wtedy na pewno nie byłby to masaż relaksacyjny! A bez dziecka ani rusz - patrz wyżej. Więc tabletki od lekarza łykam, byle tylko do rana dotrwać. Mogłabym w sumie w ogóle nie chodzić spać - a ile rzeczy mogłabym przecież zrobić w nocy! Co masz zrobić jutro, zrób w nocy, jeśli spać nie możesz - tak to powinno iść ;) No ale za dnia nie chcę jak zombie wyglądać, a i ktoś dzieckiem zająć się przecież musi. Może więc powinnam zainwestować we własny masażer czy jakąś matę masującą? I może lepiej nie czekać z tym do grudnia, aż Mikołaj przyniesie mi pod choinkę!

No czasem mam dość!!

Czarę goryczy przepełnił zeszłotygodniowy wyjazd do lekarza w centrum miasta. Już od rana coś czułam, że to nie będzie mój dzień. Izka marudziła bardziej niż zwykle (czyżby już szalały hormony?). Oczywiście szykowałam się do wyjazdu już godzinę wcześniej. A tu jeszcze mała głodna, a tu jeszcze śmierdząca sprawa i wszystko do przebrania (czy dzieci specjalnie to robią przed każdym wyjazdem???). Zostało 40 minut, czyli w sam raz na dojazd, wypakowanie Bąbla i dojście do lekarza, plus 10 minut ekstra czasu. Spokojnie zdążę. No ale nie przewidziałam:

1. Protestów Izki podczas ubierania kurteczki i czapeczki.
Jakby to była najgorsza kara, jaka może spotkać małe dziecko. Może po prostu nie miała ochoty wychodzić na ten ziąb, a tu matka szarpie jej rączki próbując włożyć do puchowej kurtki.

2. Protestów Izki podczas wkładania do fotelika.
Szarpie się i wygina, drze się i zrzuca kocyk. Matka prawie już głucha szybko się ubiera i wpina fotelik do auta. Idzie zamknąć dom, a tu na złość klucz się zacina. Szarpie klamkę, złość w matce narasta. Co z tymi cholernymi drzwiami?? Dziecko krzyczy w aucie, matka walczy z drzwiami... Wreszcie się udało, ale już kolejne 5 minut uciekło.

3. Korki przewidziałam, ale za to przepełnionego parkingu już nie.
Jeździ matka jak głupia po parkingu, wjeżdża coraz wyżej i wyżej, niedługo już tego "wyżej" nie będzie. A tu miejsca ani widu ani słychu. Wreszcie coś jest - matka manewruje swoim małym pojazdem ile może, ale szanse na zmieszczenie się są takie jak na wygranie przez matkę Nobla! No nic, trzeba jakoś wycofać się z tej ciasnoty, nie urywając przy okazji lusterka. Jedziemy dalej. A tu czas goni. Już 5 minut temu powinna matka u lekarza się stawić. Na kolejnym poziomie, prawie na dachu, już nie ma zmiłuj - matka wciska swoje autko w jedyne wolne miejsce i ryzykując zarysowanie, przytula je mocno do ściany. Tylko jeszcze fotelik z krzyczącym wciąż dzieckiem trzeba stamtąd wyjąć... Jakoś wyszedł. Efekt: drzwi boczne porysowane. A jakżeby inaczej!

4. Cholernych zacinających się kluczyków.
Wreszcie wózek wyciągnięty, poskładany, dziecko na nim załadowane i wszystko gotowe do dalszej drogi, więc mama auto zamyka. A tu co? A tu nic! Chyba jakiegoś pecha do kluczyków mam!! Nie działa! Auto nie chce się zamknąć! A kluczyki elektroniczne, a w klamkach dziurki brak! Matka trzaska kolejno wszystkimi drzwiami, silnik włącza i wyłącza. Minuty lecą... Nareszcie coś zaskoczyło! Udało się zamknąć, ale ile nerwów matki zżarło!!!

No mam dość!!!

I tak matka zadyszana dociera do lekarza z półgodzinnym opóźnieniem. I teraz trzeba odczekać swoje, skoro się spóźniło. Ale jakoś gdzieś nas tam wcisnęli po długiej chwili. Pewnie szkoda im się zrobiło biednej zdyszanej matki i drącego się malucha z czerwonym nochalkiem. Po wizycie trzeba szybko szukać miejsca na obiadek, bo Izka już głodna, a na ulicy nie będę jej przecież karmić. Dziecko wyje całą drogę, mi już nerwy puszczają, więc wciskam jej ciasteczko za ciasteczkiem, by się uspokoiła trochę. Miałam iść do kawiarni, by tam spokojnie ją nakarmić, no ale ciasteczka na trochę ją zapchały, więc postanowiłam do domku już wracać, bo po takich przygodach nie miałam nawet ochoty nigdzie już się szwendać.

Zapłaciłam za parking i do auta wróciłyśmy. I wtedy się przekonałam, że psotny los jeszcze ze mną nie skończył! Auto się nie otwiera! No bez jaj!!! Znów klamkę szarpię jak opętana, kluczyk ściskam aż do bólu, ze złości kopię w oponę, a łzy zaczynają napływać do oczu! Do tego Izka chyba odczuła mój nastrój, bo też wyć zaczęła. I tak walczę z autem, z kluczykami i ze sobą, by nie ryczeć, by nie krzyczeć, by całkiem nie wybuchnąć! Oj ta moja cierpliwość została wystawiona na próbę tego dnia i niestety nie zdała! Krzyknęłam i to nie raz. Poddałam się. Dziecko płacze, ja płaczę. No masakra jakaś! A wtedy głupie auto zareagowało i otwarło się w końcu. No teraz? Serio?? Wyczerpana wciskam fotelik na tylne siedzenie znów rysując drzwi, ale teraz to już wszystko mi jedno, i tak mam zrąbany ten dzień. Wyjeżdżamy z parkingu, a tu przy bramce "Dopłać" (wrrrrrrrrrr!!!!!!!!!), bo przekroczyłam te 15 minut od zapłacenia biletu. Mój mózg chce już wybuchnąć ze złości! Ale na szczęście musiało być niewiele do dopłacenia, bo i tak mnie przepuścili. Tyle dobrze. Bo chyba bym nie wytrzymała!

No czasem mam naprawdę dość!

Wracając do domu zerknęłam w lusterko i zobaczyłam, jak moja Izka wymęczona płaczem słodko śpi. Aż mi się płakać znów zachciało, że tak straciłam cierpliwość i krzyknęłam na nią. Zawsze wtedy źle się czuję, bo czemu moje dziecko ma płakać przeze mnie? Czy jestem złą matką, bo czasem tracę cierpliwość? Przecież jestem tutaj po to, by ją chronić przed złem tego świata, a nie by jeszcze sama drzeć się na nią.

Oj czasem  mam dość - dość męża, dość dziecka, a szczególnie dość siebie - za to, że krzyczę, że tracę cierpliwość, że nie jestem taką mamą i żoną, jaką chciałabym być, że staram się zmienić, ale nie wychodzi mi to. Chyba za słabo się staram. Czasem mam dość Irlandii, tego ciągłego deszczu i wiatru, i tego że jestem z dala od rodziny. Czasem mam dość Limericku i tego mojego zadupia obok, w którym mieszkam, bo nie ma tu gdzie na spacer iść, wszędzie autem trzeba dojechać, a w mieście znów korki i tłumy non stop, a tutaj zaś, no cóż - dziura straszliwa.

Czasem mam wszystkiego dość!!! Tak po prostu.


Uff, wreszcie to wszystko z siebie wyrzuciłam. Jaka ulga! I już mi lepiej! To chyba działa jak psychoterapia :) Czasem trzeba głośno ponarzekać, by ta nasza złość na cały świat minęła. Gdy wypowiadamy na głos swoje żale i przestajemy je dusić w sobie, to nagle to wszystko nie wydaje się już takie straszne i zaczynamy doceniać to co mamy. A ja mam wspaniałego męża i cudowne dziecko (a że czasami wkurzają, to przecież normalne). Mieszkam w ładnym domku w bezpiecznej okolicy, gdzie świeże powietrze i cisza i spokój. Muszę się tylko postarać, by częściej to dostrzegać, a mniej narzekać (a myślę, że mój limit narzekania został już i tak wykorzystany w tym roku! :) A więc moje postanowienie na ten rok - cieszyć się życiem, rodziną i każdą drobnostką, a nie tylko narzekać i narzekać w kółko! Mam nadzieję, że mi się uda - choć z pewnością zbyt łatwe to nie będzie, bo ja tak baaardzo lubię narzekać! :)

You Might Also Like

38 komentarze

  1. Nawet nie wiesz ile razy w roku ja mam ochotę wrzasnąć "mam dość" ale po tym kiepskim dniu, zawsze przychodzi lepszy. Co do dzieci: z każdym tygodniem, z każdym miesiącem będzie lepiej:) A Twoje postanowienie na ten rok bardzo dobre jest!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Obym tylko wytrzymała w tym postanowieniu! Bo ja bardzo nerwowa się zrobiłam ostatnio. Ale masz rację - zawsze po gorszym dniu przychodzi lepszy! Musimy tylko o tym pamiętać i jakoś przetrwać ten gorszy dzień! Pozdrawiam serdecznie i życzę Tobie i sobie wytrwałości i cierpliwości :)

      Usuń
  2. Znam to doskonale, mąż w pracy, ja sama z Młodą. Czasem mama moja pomoże, ale nie chcę jej też wykorzystywać, ma kobieta prawo do odpoczynku. Nie jesteś sama- wiele z nas przez to wszystko podobnie przechodzi! Trzymaj się!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobrze wiedzieć, że nie jestem sama z takimi problemami! To jakoś człowieka pokrzepia. No trzeba się jakoś trzymać!

      Usuń
    2. Przyjdzie taki dzień, że spojrzysz na to inaczej. Każdy ma swój indywidualny moment chyba w tej dziedzinie :)

      Usuń
    3. Będę czekać na ten dzień - choć nie wiem, czy już nie nadszedł :) Bo ostatnio taka spokojna jestem i w ogóle sie nie denerwuję!

      Usuń
  3. "Oj czasem mam dość - dość męża, dość dziecka, a szczególnie dość siebie - za to, że krzyczę, że tracę cierpliwość, że nie jestem taką mamą i żoną, jaką chciałabym być, że staram się zmienić, ale nie wychodzi mi to." - pod tym zdaniem mogę się podpisać rękoma i nogami. :D

    Nerwy są normalne, każda z nas tak ma. Zwłaszcza te pełnoetatowe mamy, jak nie mają wytchnienia. Podziwiam Cię! Mojego męża też ciągle nie ma, bo w jednej pracy pracuje 24h co 3 dzień, a zaraz potem idzie do drugiej. Więc w sumie, jak go nie ma to czasem ze 36 godzin... :/ Ale zazwyczaj mam "na zawołanie" mamę do pomocy. Teraz ostatnio jej nie mam od 2 tyg. to czuję się podobnie, jak Ty.

    A z tymi plecami, to polecam plastry z kamieniami rozgrzewającymi. Mi bardzo pomogły. A i taka nakładka masująca do fotela jest super. Wypróbowałam podczas tygodniowego wyjazdu do teściów, jak miałam akurat kryzys z kręgosłupem i bardzo mi pomogło.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To też masz przerąbane niekiedy! Ja niestety nie mam tutaj nikogo do pomocy, wszystkie babcie i dziadkowie w Polsce :( A tych plastrów nie próbowałam - rozejrzę się za nimi, a jak nie pomogą, to zostaje ta nakładka masująca.

      Usuń
  4. Ja też czasem mam dość. Na szczęście z tej całej listy mogę sobie ból pleców powoli zacząć odpisywać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z tymi plecami to widzę, że większość z nas ma problemy! Powinnyśmy sobie zorganizować wspólne masaże połączone ze żłobkiem :)

      Usuń
  5. Jest nas więcej :) Nie jesteś sama. Ja czasem też mam dość. Ostatnio rzucałam parówkami - tak w ramach rozładowania emocji - pies łapał w locie, córka się śmiała, ja się śmiałam, bo ona się śmiała i jakoś się rozeszło. Wszystkie mamy czasem dość i czasem są takie naprawdę paskudne dni, których mamy dość w szczególności :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Teraz jak zacznę się złościć, to będę sobie wyobrażać Ciebie i latające parówki :) I od razu uśmiech na twarzy! :))

      Usuń
  6. Jak ja Cię dobrze rozumiem :( Zwłaszcza z nieobecnym mężem, który ciągle siedzi w pracy. Na przykład wczoraj wyszedł z domu o 6 rano, pojechał na spotkanie do miasta oddalonego o jakieś 4 godziny drogi od naszego Gdańska, spotkanie trwało prawie do 20, więc został tam na noc. Dzisiaj wraca i od razu z powrotem do pracy, bo ma jakieś ultraważne sprawy :( A ja siedzę sama z ząbkującym Ssakiem :( Masakra :( I z tym poczuciem, że jestem beznadziejną matką, też Cię rozumiem, bardzo dobrze :( No ale, tak jak napisałaś, trzeba się zebrać w sobie i cieszyć życiem! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak sobie myślę, że my matki jesteśmy ciągle same z tymi naszymi dzieciaczkami i narzekamy na to często, ale powinnyśmy się czasem postawić na miejscu naszych mężów - bo oni przecież nie specjalnie tak długo tyrają, tylko robią to dla nas. I na pewno też by woleli posiedzieć dłużej w domu i pobawić się z dzieckiem zamiast pracować całymi dniami. Chyba powinnyśmy być wdzięczne czasem, że możemy tak non stop przebywać z tymi naszymi małymi Skarbami i patrzeć, jak rosną, jak się rozwijają. Ja właśnie będę się starać, by to bardziej doceniać!

      Usuń
    2. No nie wiem nie wiem czy tak ci mężowie woleliby siedzieć w domu skoro tak wszystkie narzekamy. Pewnie pójście do pracy na cały dzień to dla nich długo wyczekiwany odpoczynek:)
      Nie, żartuję:)
      Ale dziewczyny! Przestańcie się ciągle oskarżać, o to, że jesteście beznadziejnymi matkami, tylko dlatego, że zdarza Wam się krzyknąć na dzieciaki, stracić cierpliwość i takie tam. Już sam fakt że w ogóle przez takie coś czujecie się winne, sprawia, że jesteście świetnymi matkami, które dbają o swoje dzieci najbardziej na świecie. A to, że czasem się krzyknie (albo nawet trochę częściej niż czasem) to już tylko mały szczegół.A dzieci i tak będą Was uważały za najlepsze mamy na całym świecie! ... I zgadnijcie co? - Wcale się nie pomylą! Bo każda z nas jest dla swojego malucha po prostu NIEZASTĄPIONA:)

      Usuń
    3. Dzięki za takie wspaniałe i podnoszące na duchu słowa :) Masz rację, dla naszych dzieciaczków i tak jesteśmy najlepszymi mamami na świecie!

      Usuń
  7. Dziewczyno, ja się cieszę jak NIE mam dość!

    OdpowiedzUsuń
  8. Oj chyba całe zło świata się przeciw tobie sprzysięgło! Chyba bym klęła jak szewc na Twoim miejscu. Grunt, że to przetrwałaś, takie doświadczenie to też ważna lekcja dla matki. Życzę, żeby Twoja cierpliwość już więcej nie musiała być wystawiana na próbę. Pozdrawiam Nowa :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No jak pech to na całego! A co! :) Trochę tam poleciało wulgaryzmów w stronę mojego auta. Dobrze że dziecko jeszcze tego nie kuma! :)

      Usuń
  9. Matka też człowiek i czasami musi wybuchnąć by nie wybuchnąć ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. A powiedz mi kto w takim dniu nie straciłby cierpliwości? Chyba tylko Święty,a i to niekoniecznie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, to był jeden z tych dni, gdzie wszystko się na mnie uwzięło! Trudno wtedy nie wybuchnąć!

      Usuń
  11. zawsze kiedy juz jestem z dziećmi ubrana, spakowana i gotowa do wyjścia... nie mogę znaleźć kluczy. Czy to złośliwośc losu ? też chciałoby się wtedy krzyknąc - mam dość.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba jakaś klątwa wisi nad nami matkami, że jak się nam spieszy, to wszystko idzie nie tak :) Pozdrawiam serdecznie i obyś nie gubiła już kluczy! :)

      Usuń
  12. Ja też mam dość ,czasem naprawdę mam ochotę trzasnąć drzwiami z całej siły i nie wrócić ! Dochodzę tylko do schodów na dworze ,bywa tak że łezka po policzku popłynie ,potem wracam i już jest ok . Ciebie kochana jednak podziwiam , ja chyba nie dała bym rady w obcym miejscu ,całymi dniami sama . Kurcze że tak musi być !Młodzi ludzie za granicą się męczą by im łatwiej kiedyś w życiu było !!! szok! Trzymaj się ,a czasem popłacz sobie ,powściekaj się , pokrzycz bo przecież CI wolno !!!! A i chciałam Cię przeprosić że jeszcze na pytania nie odpowiedziałam ,ale obiecuję że to zrobię :) dobranoc:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za te słowa :) Ty też się trzymaj dzielnie i nie daj się!
      I po pierwsze - pewnie że będę płakać i wkurzać się jak mnie najdzie ochota! A co tam :) Byle tylko nie drzeć się na dziecko! Będę wychodzić tak jak Ty gdzieś na boczek :)
      Po drugie - wcale już nie tacy młodzi z nas ludzie :)
      I po trzecie - nie musisz się spieszyć z tymi odpowiedziami, mi też zajęło to sporo czasu, więc kiedy tylko będziesz miała czas i ochotę - nawet za pół roku - a przecież obowiązku nie ma :)
      Pozdrawiam Cię bardzo serdecznie :)

      Usuń
  13. Oj z tym kręgosłupem to współczuję bo mam to samo!!!! Mnie pomaga ruch, spacery!! jak rok temu chodziłam co drugi dzień na kijki to kręgosłup się nie odzywał wcale :) Tak więc Izka do wózka a matka żwawym tempem prze godzinę, półtorej i sprawdź czy będzie taki efekt jak u mnie!!! PS ćwiczyć w domu nie lubię :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba się zastosuję :) Tylko że po tym moim małym osiedlu to w 3 minuty przelecę, a całą wiochę w 10 minut, więc albo tam i spowrotem będę człapać (dając do myślenia sąsiadom, co ona tak zwiedza), albo gdzieś w miasto ruszę i tam jakąś trasę sobie wynajdę :) Bo w domu to też nie lubię ćwiczyć i nigdy nie mogę się zmotywować.

      Usuń
  14. Współczuję kiepskiego dnia. My mamy nie jesteśmy ze stali! Mamy prawo do chwil słabości. Też aktualnie taką przechodzę. Może pogoda też na to trochę oddziałuje. Moja córeczka ma prawie 8 miesięcy, kocham ją nad życie ale mam ochotę odpocząć. Kilka godzin mieć tylko dla siebie. Chociażby pół dnia! Mam na szczęście pomoc powiedzmy na godzinkę, ale nie potrafię się zregenerować przez ten czas. Zawsze jest coś do zrobienia i w wolnej chwili czas ucieka strasznie szybko. Jednak nie chcialabym się wrócić do przeszłości, gdy jej nie było. Nie wiem jak ja potrafiłam bez niej żyć :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam tak samo! Mimo zmęczenia i czasem wkurzania się, nie wyobrażam sobie już życia bez mojej córci i za nic bym się nie wróciła do tych czasów, gdy jej nie było! Jak teraz myślę o tych czasach, to widzę, że moje życie było wtedy takie puste i nudne! A teraz przynajmniej jest ciekawie :) Pozdrawiam i życzę Ci, byś tych chwil słabości miała jak najmniej!

      Usuń
  15. Oj ja też dziś mam dość! Młoda nie spała od 24 do 4:30, darła się wniebogłosy, mam dość pieprzonego ząbkowania, syfu w domu i sterty rzeczy do wyprasowania, 4 stert właściwie. Ale damy radę, kto jak nie my, mamy? ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Musimy dać radę! Trzymaj się i nie załamuj - ząbkowanie kiedyś minie, nieprzespane noce też, a prasowanie zawsze może poczekać - przecież nie ucieknie (a szkoda ;)

      Usuń
  16. Przeanalizuj znajomych ! Są ludzie wokół nas bardzo toksyczni, zwykle przemili,życzliwi a czerpią z nas życie, wampiry energetyczne. Jeśli się choć trochę czymś narazisz , już po Tobie. Zaczynasz chorować, wszystko zaczyna być nie tak jak powinno. Osoby takie zwykle parają się wróżbami, numerologią, horoskopami, tarotem. Jak najdalej od takich ludzi!! Może jest ktoś taki blisko Ciebie. Powodzenia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za rady :) Ale myślę, że to był tylko jakiś pechowy dzień (albo miesiąc :)

      Usuń
  17. To normalne, że każdy czasem ma dość, ale - przynajmniej u mnie - potem wystarczy jakieś miłe zdarzenie, mały drobiazg, przysłowiowy promyk słońca i od raz chce się dalej żyć :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie! Mnie od razu jakoś po tamtym dniu przeszła ta cała złość i wszystko zaczęło się układać :) Wystarczyło że przestałam narzekać i zaczęłam doceniać to co mam :) Ot taki drobiazg :D

      Usuń

Polub mnie na Facebooku

NAPISZ DO MNIE

Nazwa

E-mail *

Wiadomość *