Mleczko, kaszki i inne papki, czyli co jada Twoje dziecko?

19.1.16


Ostatnio moja Izunia jada jak ptaszek. I nie chodzi tutaj o ilość pokarmu, bo je całkiem sporo, ale o sposób jedzenia - tak otwiera swe usteczka, żeby przypadkiem nie wcisnąć tam łyżeczki! Jeden posiłek to godzina męki, a czasem nawet dłużej, więc spędzamy tak połowę dnia, wciskając kaszkę czy obiadek do zaciśniętych ust, a mama robi z siebie wariatkę, śpiewając i wydając różne śmieszne odgłosy, byle tylko choć na chwilę usta się rozszerzyły. No nie jest łatwo nakarmić dziecko!

Z rozrzewnieniem wspominam więc czasy, gdy przez cały dzień zasysała mleczko z butelki. Można się było rozsiąść wygodnie na kanapie, włączyć ulubiony serial i karmienie 5 czy 6 razy dziennie nie było takie męczące. Jedną ręką trzymałam flachę, a druga była wolna i tyle rzeczy można było w tym czasie zrobić - a to pocztę w telefonie sprawdzić, a to Fejsa przeglądnąć, a nawet książkę poczytać. A teraz? Tyłek już boli od tego siedzenia na twardym krześle i obie ręce zajęte, a czasami trzecia by się przydała, by przytrzymać miseczkę i kubeczek, które z hukiem i lubością zrzucane są na podłogę, czy też śliniaczek, który dziecko wciąż ściąga i gryzie. Ach te stare dobre czasy! A może wcale nie takie dobre?

A zaczęło się tak:

Dawno dawno temu, za górami, za lasami, za morzami, w odległej krainie zwanej Zieloną Wyspą, była sobie maleńka dzidzia, ledwie co wyciągnięta z maminego brzuszka. Leżała sobie wtulona w mamusię, a mamusia zapatrzona w ten swój mały cud. Mała słodka istotka instynktownie szukała cyca, z zamkniętymi wciąż oczętami wyciągnęła swe usteczka i złapała za co miała złapać. 

I tu bajka się skończyła, a zaczęło się prawdziwe życie! W cycu mleczka brak. Dziecko głodne płacze. Pielęgniarka przychodzi i maca Cię po cycach, ściska je tu i tam, masuje, a Ty czujesz się jak wyrodna matka, która nie umie nakarmić swojego dziecka. Kilka kropel poleciało, ale to za mało dla malucha. Tobie już łzy płyną, bo nie możesz znieść płaczu tej swojej Kruszynki. Tulisz ją delikatnie, kołyszesz w swoich ramionach. Dziecko zasypia w końcu zmęczone płaczem, przyssane do pustego cyca, a Ty wkurzasz się na te swoje piersi, że takie bezmleczne i beznadziejne. Mąż szybko wyrusza do apteki w poszukiwaniu nakładek na sutki, bo nie dość, że cyce puste, to jeszcze to cholerstwo wklęsłe u matki. I jak tu maluch ma złapać za to i się najeść porządnie? Matka już się zamartwia, co to będzie, jak dzidzia się obudzi i znów spróbuje dorwać cyca. A nakładka tylko w niewielkim stopniu pomaga. 

Zmęczone dziecko, zmęczona matka, zmęczone cyce. Pielęgniarka przynosi wreszcie buteleczkę, bo dziecko coś jeść musi. A dla matki maszynę wielką, żeby matka się doiła i sutki wyciągała. I tak minął czas w szpitalu - przystawianie do cyca, płacz nienajedzonego Szkraba, dojenie cyców przez godzinę i potem to ciężko wydojone mleczko matki podane dziecku z butelki, a że niewiele tego było, to trzeba jeszcze inną flachą dojeść. Kolorowo nie było! 


Po powrocie do domu trzeba już samemu się uporać z tym wszystkim. I wtedy to naprawdę SIEDZIAŁAM w domu z dzieckiem. Siedziałam i karmiłam cycem, siedziałam i się odciągałam, gdy mała spała, potem znów siedziałam i dawałam cyca, a zaraz potem odciągnięte mleczko. A po tym odciągniętym jeszcze mleczko z proszku, bo wciąż w cycach za mało było. I tak przez cały dzień. Aż tyłek bolał od siedzenia, cyce od odciągania, a ręce od przyciskania dojarki. Całe szczęście mąż wkrótce kupił mi elektryczną, więc ręce oszczędzałam. Mleczka coraz więcej było, ale niestety dziecko już tak się wycwaniło, że cyca już cycać nie chciało, bo z butelki przecież lepiej i prościej się ciągnie. I trudno butelki oduczyć już było. Więc tylko więcej się odciągałam i więcej mojego mleka podawałam, a przy cycu to już tylko dziecię leżało i zasypiało. Wkrótce zmęczona byłam takim sposobem karmienia, bo oprócz karmienia trzeba też jeszcze inne rzeczy w domu porobić, a mąż do pracy już wrócił. Coraz mniej mleka odciągałam, ale nie chciałam się zupełnie poddawać, bo chciałam, by jak najdłużej jadła moje mleczko, choćby to było tylko kilka kropel dziennie.

I tak minęły prawie 2 m-ce, kiedy to stwierdziłam z mężem, że tak dalej być nie może i zupełnie zrezygnowałam z odciągania się. Trudno. Moja piękna wizja z dzieckiem przyssanym do piersi przepadła całkowicie. Ale zaletami butelki było to, że od początku mieliśmy noce przespane, bo córcia budziła się tylko ok 3 i 6. I jeszcze gdy ząbki się pojawiły, to moje cyce tego już nie odczuły :) Mimo tego, gdyby kiedyś pojawiło się drugie dziecię, chciałabym znów z cycem spróbować. I tym razem nie podałabym tak szybko butelki, bo dzieci za prędko się przyzwyczajają do takiej wygody, że nie muszą ssać i ciągnąć, tylko mleczko samo leci. A przedtem tego nie wiedziałam.


Przez kolejne miesiące nasz urwis jadł tylko butelkę. Dopiero po 5-tym m-cu zaczęliśmy podawać jej inne przysmaki. Najpierw spróbowała skórkę od chleba i chrupka. Pochłonęła to jakby się paliło :) Później dostała kawałeczek rozgniecionej marchewki, ale coś jej nie podeszła, bo się ciągle wykrzywiała. Ponieważ wprowadzanie nowych pokarmów zbiegło się w czasie z naszą przeprowadzką do Limericku, a co za tym idzie - z wielkim pakowaniem, sprzątaniem, a później rozpakowywaniem i kolejnym sprzątaniem i ogarnianiem nowego domku, tak więc nie miałam czasu bawić się w przygotowywanie specjalnych potraw dla mojego dzieciątka i zaczęłam podawać jej obiadki w słoiczkach z polskiego sklepu. Tak jej to zasmakowało, że tylko słoiczki jej dokupywałam. I dla mnie też była to wygoda, bo jedzonko gotowe od razu do podania i nie trzeba się martwić, czy warzywa dobre, świeże, ekologiczne. Z polskiego sklepu wychodziliśmy obładowani zupkami, deserkami, chrupkami i kaszkami, czyli wszystkim co potrzebne naszemu Szkrabowi do szczęścia :) Po jakimś czasie przerzuciliśmy się na jedzonko irlandzkie, bo tańsze, a przecież marchewka to marchewka, zupka to zupka i dla dziecka nie ważne, w jakim kraju wyprodukowana. Chociaż niekiedy nadal zaglądam do polskiego sklepu i kupuję jakieś przysmaki (jak nie dla dziecka, to dla siebie:)


Teraz Izunia jada 5 razy dziennie, mniej więcej o stałych porach. Rano i wieczorem nadal wsuwa flachę, a w ciągu dnia - jogurcik lub deserek na drugie śniadanko, na obiadek zupka, makaronik lub warzywa z mięskiem (a słoiczków do wyboru, do koloru! - czasem te jej potrawy brzmią lepiej niż te nasze, no ale smakują gorzej :), a na podwieczorek kaszka (i tu znów bogaty wybór - owocowa, wielozbożowa, taka i owaka). Między posiłkami czasem wtrąbi chrupka czy wafelki ryżowe, czyli tak zwane tutaj "Finger foods", w sam raz dla małych rączek. Takie przekąski bardzo się przydają w podróży i już wielokrotnie uratowały mi życie w sytuacjach kryzysowych, gdy nie chciałam dłużej słuchać jęków i krzyków małej marudy :) Ciasteczko do rączki i 3 minuty ciszy i spokoju :) Kiedyś zabierałam na wycieczkę tylko kilka ciasteczek, ale ostatnio nauczyłam się, że lepiej brać całą paczkę!

W ciągu kilku ostatnich miesięcy Izunia poznała wiele smaków i - jak każdy człowiek - ma teraz swoje ulubione i nieulubione potrawy. Taki mały smakosz się z niej zrobił! Deserki to wsuwa w minutę, gorzej jej idzie z kaszką i obiadkiem. Owsianki to w ogóle nie trawi, więc nawet już jej nie kupuję. A niech je to co lubi. Ja też przecież nie jadam tego, za czym nie przepadam. Więc dziecka też nie będę zmuszać. Śmiałam się z niej ostatnio, jak wsuwała spaghetti - chyba najbardziej ze wszystkich obiadków lubi właśnie to - no ale w sumie prawie Włoszką jest, bo zmajstrowana we Włoszech, więc grzechem byłoby, gdyby makaronu nie lubiła :) 

A jak jada Izunia? Siedzi oczywiście w swoim wysokim krzesełku, choć czasem się buntuje i wyrywa stamtąd. Zazwyczaj sama podaję jej jedzonko na łyżeczce, a ona tylko sięga rączką do miseczki i próbuje mi ją wywalić. Tak samo z kubeczkiem z wodą - ten to ciągle ląduje na podłodze. Kilka razy sama próbowała jeść, ale nie wiem, czy więcej jedzenia wylądowało w buzi, na podłodze czy na niej. No ale taka kolej rzeczy - kiedyś musi zacząć sama jeść, a mama musi się przygotować na większe sprzątanie i mycie nie tylko buźki i rączek po każdym posiłku :)


Ach te nasze kochane Skarby! Czasami tak na nie narzekamy, ale bez nich świat byłby nudny, a nasze życie puste!

A jakie są Wasze przygody z karmieniem? Jakie miałyście początki, też było ciężko czy szło jak z płatka? A teraz co jadają Wasze Aniołki? Czy już wydziwiają przy jedzeniu, mają już swoje smaki? Kiedy zaczęły samodzielnie jeść? A kiedy zaczęły jeść to co Wy? U nas ten etap jeszcze przed nami. Ostatnio specjalnie dla niej zrobiłam na parze warzywa, ale po dwóch łyżeczkach wykrzywiania się i marudzenia, że "ne ne ne", musiałam podać jeden ze słoiczków, więc raczej jeszcze przez jakiś czas zostanę przy tych wygodnych słoiczkach (albo nauczę się lepiej gotować :)

Na koniec tego dość długiego wywodu jedzeniowego wypadałoby życzyć Wam wszystkim SMACZNEGO! :)



You Might Also Like

17 komentarze

  1. Izunia pięknie zajada :) Miło popatrzeć na te wszystkie zdjęcia. Co do cyca- myślę, że zawsze warto spróbować. Może akurat z drugim dzieckiem będzie inaczej. Co do gotowych obiadków- myślę, że można im zaufać. Też pewnie nie raz podam je moim dzieciom, gdy już będę je miała.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też mam taką nadzieję, że cyc wypali przy drugim dziecku (jeśli się kiedyś doczekamy drugiego:) A te obiadki w słoiczkach to naprawdę fajna i wygodna sprawa, szczególnie w podróży czy jak czasu brak.

      Usuń
  2. Oj jak ja Cię rozumiem... Też było odciąganie... Też te cyrki przy jedzeniu, śpiewy itp. I wiesz co, im Blanka bardziej widziała, jak ja się staram, to tym bardziej była problemowa. Pisałam z resztą o tym moim niejadku kiedyś u siebie. Pomogło całkowite wyluzowanie. Jak nie otwierała buzi, nie było jedzenia. :D Nagle po czasie nauczyła się otwierać szeroko buzię. A najlepiej zrobiło się, jak zaczęła jeść dokładnie to co my, nawet z przyprawami, tak około 1 urodzin. Teraz ma swoje ulubione smaki, ale to co lubi je z apetytem i nawet woła "am, am" i czeka z rozdziawą. :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie poczytałam o Twoich przygodach i widzę, że też miałaś niezły cyrk! Może też zacznę robić tak jak Ty :) Koniec śpiewania Izka! :)

      Usuń
  3. Deserki owocowe to i dorosłemu smakują:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie! Skoro rodzice lubią deserki, to co się dziwić, że dziecko także? :)

      Usuń
  4. Izunia jest przecudowna! Mam piękny plan karmić piersią mojego Jasia, a butelkę pokazać mu jakoś w 3 miesiącu życia, bo wtedy mamy pierwsze wesele, a synek zostanie z dziadkami. Jednak wierzę, że butelka będzie tylko epizodem, a mój syn będzie lubił spać po tatusiu - och, jak byłoby pięknie... :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No ja też miałam plan, aby karmić piersią. Ale czasami plany się zmieniają i nie zależy to od nas. Mam nadzieję jednak, że Tobie się uda! Powodzenia z tym cycem (i z długim spaniem też :)

      Usuń
  5. Ale czad!

    Śpiewy przy jedzeniu były u nas prawie zawsze. Znacie taką piosenkę: Na zielonej łące raz, dwa, trzy. Pasły się zając raz, dwa, trzy. A to był ten pierwszy zając, zaraz będzie drugi zając. Przeważnie dochodziliśmy do siedemnastego ;)

    A z przygód jeszcze? U nas oszczędność na mokrych chusteczkach była - pies dziecku paszczę lizał ;) Ukradkiem, bez naszej zgody, w międzyczasie - ja się odwracałam po chusteczki, pies w tym czasie czyścił blat lub właśnie córę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A tej piosenki akurat nie znałam. To teraz już znam :) Może się przyda - jeśli nie przy karmieniu, to przy przewijaniu, bo z tym też jest niezła jazda :)
      A Ty to masz przygody - jak nie fruwające parówki, to piesek-czyścioszek ;)

      Usuń
    2. Mój pies robi to samo Matko Puchatka :)

      Usuń
    3. To może kupię sobie psa i też będę na chusteczkach oszczędzać ;)

      Usuń
  6. U mnie początki z KP wyglądały podobnie z tym, ze cyce jakby stworzone do karmienia, a karmić nie chciały więc Gabryś pił MM. A później też były słoiczki,bo jak to moja teściowa stweirdziła"jestem za wygodna" :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To ja też jestem chyba za wygodna, bo się już strasznie do tych słoiczków przyzwyczaiłam :)

      Usuń
  7. O KP nie będę pisać, szkoda się denerwować. W każdym razie po 3 miesiącach było już tylko MM. Potem wprowadzałam wszystko stopniowo, aż teraz mały je wszystko to co my, udało się do pierwszych urodzin. Zawsze gotowałam, ale bardzo szybko jadł zupy takie jak my, wiec długo nie musiałam robić dodatkowych dań. Słoików zwyczajnie nie lubi, taki cwaniak mały.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba jednak zacznę pomału podawać jej nasze zupki- niech się przyzwyczaja do jedzenia dorosłych :) A co do KP, to widzę że wiele z nas miało z tym problemy. Nie jest to łatwe, szczególnie przy pierwszym dziecku.

      Usuń
  8. Mój synuś uwielbia kaszki bezmleczne. Regularnie kupuję mu produkty zaufanej marki Holle, które można nabyć m.in. w sklepach internetowych oferujących zdrowe, ekologiczne produkty. Uważnie przestudiowałam składy tych kaszek i muszę przyznać, że zrobiły one na mnie bardzo pozytywne wrażenie. Zero mleka, niski poziom cukru, proste i zdrowe składy, to gwarancja zdrowia maluszka.

    OdpowiedzUsuń

Polub mnie na Facebooku

NAPISZ DO MNIE

Nazwa

E-mail *

Wiadomość *