Mikołaj u nas był

7.12.15


Wczoraj zawitał do nas Mikołaj. A u Was był? :) Na szczęście pytania typu "Czy Mikołaj jest prawdziwy?", "Jak on przecisnął się przez komin?" czy też "Czy przyniesie mi w tym roku prezent, jak byłam taka niegrzeczna?" są daleko daleko przed nami. Nasza Izunia jest jeszcze za mała, by rozumieć o co chodzi w tym całym przedświątecznym zamieszaniu. Mając kilkumiesięczne dziecko pewnie niektórzy rodzice zastanawiają się, czy jest sens świętować ten dzień, skoro maluch nawet nie będzie go pamiętać. Ale w końcu to pierwsze w życiu Mikołajki naszego Skarba, więc chciałam, żeby miała pamiątkę - skoro wspomnień nie może mieć. Chciałam, by ten dzień był doskonały. Ale oczywiście nie wszystko wyszło tak idealnie, jak to sobie wymarzyłam.

Zaczęło się od nieprzespanej nocy, plecy znów dały o sobie znać, a Iza wstała nie w humorze wraz z pierwszym pianiem koguta (serio? nawet w niedzielę???). Po takim poranku trzeba było jeszcze doleżeć w łóżku ile się da, czyli ile pusty brzuch pozwoli. Po śniadaniu wybraliśmy się na zakupy, bo w tygodniu nie było czasu, a lodówka od kilku dni świeciła pustkami. A nie będę przecież dziecku mleczka i kaszki podbierać z miseczki!

Gdy dojechaliśmy pod centrum handlowe okazało się, że nie wzięliśmy wózka. Leżał sobie cichutko w bagażniku mojego auta, a pojechaliśmy samochodem męża. Dobrze, że przynajmniej dziecka nie zapomnieliśmy :) Do domu kawałek, więc nie było sensu wracać. Mąż z fotelikiem w ręce, ja z torebką obładowaną niezbędnikiem dziecięcym - wyruszyliśmy na poszukiwania prezentu dla naszej córci.

Prezent kupiony, a przy okazji jeszcze inne pierdoły świąteczne do ozdobienia domu, bo nigdy nie wiadomo, kiedy następna okazja do wspólnych zakupów się trafi. Zostało jeszcze lodówkę zapełnić, czyli najgorsze, nielubiane, ale konieczne zakupy przed nami. Fotelik zostawiliśmy w samochodzie, a Izkę chcieliśmy wpiąć do specjalnego siedziska w wózku zakupowym. Ale broniła się przed tym jak tylko mogła, wykrzywiała i płakała, więc skończyło się na tym, że na tatusiowych rękach wylądowała. Tak więc mama pchała wózek z zakupami, a tata obok sapał wykończony, nosząc te nasze 9 kg Szczęścia już kolejną godzinę!

Wreszcie zakupy zrobione. Teraz czas na odwiedziny u Mikołaja w jego grocie. A tu kolejki takie jak po mięso za komuny. Iza zbyt niecierpliwa, by stać tak w miejscu i czekać. A taty ręce też już nie wytrzymają za długo. I jeszcze głód dopadł dziecię, więc trzeba było do domu szybko wracać. No cóż, kiedy indziej dorwiemy tego czerwonego grubasa! Wiemy przecież, gdzie urzęduje. A że Izuni pierwsze Mikołajki, to fotka ze Świętym być musi :)

W domu mama za Śnieżynkę się przebrała (a że tylko czapka była, to już szczegół - reszta stroju Śnieżynki zarezerwowana wyłącznie dla oczu tatusia;) Prezent dzieciątku wręczony i wreszcie chwila spokoju, gdy Iza zafascynowana nową zabawką zajęła się sobą na dłużej niż 5 minut.

Mimo że nie spotkaliśmy Mikołaja osobiście, to był udany i wesoły dzień. A jak Wy go spędziliście? Czy Wasze dzieci spotkały Mikołaja?


You Might Also Like

8 komentarze

  1. W szkole u mojej córki jest jedna tak niegrzeczna klasa, że kiedy Mikołaj do nich przyszedł, faktycznie prawie wszystkim przyniósł rózgi zamiast prezentów. Tylko 3 dziewczynki dostały prezenty, a reszta klasy była taka zazdrosna, że może to ich rzeczywiście zmobilizuje, żeby byli grzeczni choć przez kilka dni przed następnym Mikołajem:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I dobrze zrobił :) Może się poprawią choć na trochę! A ja ani rózgi ani prezentu nie dostałam :(

      Usuń
  2. Tak, w domu Zosia spotkała mikołaja w postaci prezentu, twarzą w twarz się nie dało, bo zachorowała i nie możemy z domu wychodzić :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To życzę szybkiego powrotu do zdrowia - żeby w święta mogła fikać wesoło! A Mikołaj pewnie będzie jeszcze krążyć przez jakiś czas po centrach handlowych, więc szansa na spotkanie twarzą w twarz wciąż jest :)

      Usuń
  3. Pierwsze Mikołajki spędziliśmy we trójkę, Święty Mikołaj zostawił nam prezenty pod drzwiami- nie chciał nam chyba psuć tych cudownych chwil :)
    W tym roku jednak postanowił osobiście wręczyć Hani prezent. Taty nie było, akurat w tym momencie poszedł do sklepu ;)
    Hania, oczywiście, rozpłakała się na widok brodacza... To było do przewidzenia ;) Ale prezent wzięła, przez łzy powiedziała "papa" i pożegnaliśmy Świętego bardzo szybko. Do zobaczenia za rok, Mikołaju!
    Warto tworzyć świąteczną magię od samego początku. Przecież tak naprawdę nie wiemy, co siedzi w tych naszych kochanych małych główkach? Uważam, że wspomnienia zostają w nas na zawsze, nawet jeśli nie zdajemy sobie z tego sprawy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To ciekawe jak moja zareaguje? A potrafi się drzeć bardzo głośno! Może w przyszłym roku Twoja Hania już nie będzie się bać. Chyba ta broda tak działa odstraszająco co nie? :)

      Usuń
  4. Córa w tym roku pierwszy raz załapała się na zdjęcie ze sklepowym Mikołajem - czy była zachwycona? Tak sobie. Nie przepada za takimi atrakcjami jak chodzące maskotki, więc i Mikołaj średnio przypadł jej do gustu. Ale! Zdjęcie ma :)

    Prezencik też się znalazł - sterta nawet, bo przecież każda babcia i prababcia, ciocia i wujek, no i rodzice - wszyscy spotkali Mikołaja.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. My wciąż polujemy na fotkę. Do świąt jeszcze trochę zostało :) A prezenciki od babć, cioć i wujków właśnie dzisiaj dotarły :) Salon robi się pomału za mały na te wszystkie zabawki!

      Usuń

Polub mnie na Facebooku

NAPISZ DO MNIE

Nazwa

E-mail *

Wiadomość *