Podróżując po Irlandii - Gdy pogoda ma gdzieś nasze plany!

10.8.16


Wiecie co najczęściej słyszę podczas podróży samochodem? - "Cholerni rowerzyści!" - padające z ust mojego W., gdy kolejny raz staramy się ominąć dwukołowca na cholernie wąskiej drodze. Ostatnio zaś mnie w podróży najczęściej cisną się na usta takie słowa - "Cholerna pogoda!!!" Bo niby wiem, że tu w Irlandii można się wszystkiego spodziewać, wiem, że 4 pory roku w 1 dzień to normalka i wiem, że przez te kilka lat mieszkania tutaj powinnam się już przyzwyczaić do takiej pogody, ale mimo tego niekiedy drażni mnie to, że pogoda robi sobie jaja z nas i z naszych planów. I to nie pierwszy raz! (i zapewne nie ostatni!)

Ostatni weekend miał być gorący. Moja (nie)zawodna aplikacja pogodowa na telefonie pokazywała same słoneczka już od piątku. I co? Słoneczko było i owszem, ale po kilku chwilach w piątkowe przedpołudnie postanowiło się cholerstwo schować za chmurami, by wyjść dopiero w niedzielny wieczór. No takie jaja! I jak tu w ogóle wierzyć prognozom? Jak pokazują słońce, tzn. że będzie deszcz, a jak pokazują deszcz, tzn. że może być deszcz :) I jak w takich warunkach zaplanować sobie wycieczkę? Niekiedy wszystkie plany idą w łeb przez tą kapryśną pogodę. Tak było w miniony weekend.

W sobotę jeszcze nie było tak źle, choć słońca nie było, ale przynajmniej nie lało i duszno było. Wymyśliliśmy sobie wypad na wyspy Aran pod Galway. Ale znów nie udało się wyjechać wcześniej (moja wina, moja wina! :) i w drodze zmieniliśmy cel podróży na nieco bliższy, a wyspy zostawiliśmy sobie na niedzielę (o my naiwni, jeszcze wierzący w te słońca śmiejące się do nas z aplikacji! :) I tak w sobotę zawitaliśmy do miasteczka Kilrush, które na zdjęciach na necie wydawało się większe i bardziej atrakcyjne. A tu jednym słowem - dziura. Centrum, czyli ryneczek mały, jeden pub i żadnej kawiarni, by usiąść z dzieckiem i kawki się napić. Chyba jedyna atrakcja tego miejsca to pobliski port, skąd można popłynąć statkiem, by zobaczyć delfiny, bo jest ich tu podobno więcej niż w Dingle. Nie doszliśmy jednak do tego portu, bo przegnał nas wiatr straszny i głód jeszcze straszniejszy. W sumie to nie polecam tego miasteczka, chyba że lubicie takie senne, prawie bezludne miejsca, gdzie nic się nie dzieje. A może ktoś z Was tam mieszka i powie mi, że się mylę i jest tam co robić? :)

Zabraliśmy się stamtąd i pojechaliśmy do ogrodów - Vandeleur Walled Garden, położonych 1 km od miasteczka. Tam już było ciekawiej. I wstęp bezpłatny. Po zaspokojeniu głodu w kawiarni przy ogrodach, ruszyliśmy zwiedzać. 




Takie cuda to w swoim ogródku chciałabym mieć! Prawda że fajowy ten domek z pnia? To kto na ochotnika przytacha mi taki pień do ogródeczka mojego? :)


Ale taki hotel to już niekoniecznie!


Lubię te irlandzkie ogrody, zieleń wszędzie, kolorowe kwiaty, a gdzieś w środku ukryte drzwi nie wiadomo dokąd :)




Izunia jednak zamiast wąchać kwiaty, wolała znów swój powóz pchać. 


A oto brama do tajemniczego ogrodu :)


W sobotę już nic więcej nie udało nam się zobaczyć, bo już późno się zrobiło. No ale przecież jeszcze cała niedziela miała być na zwiedzanie! Tym razem udało nam się wcześniej wyjechać, ale jak dojechaliśmy do miejscowości Doolin, skąd wypływały statki na wyspy Aran, powitał nas wiatr, a raczej wietrzysko, i okazało się, że wszystkie rejsy są odwołane. No trudno. To kiedy indziej popłyniemy. W planach mieliśmy jeszcze Klify Moher nad oceanem, znajdujące się niedaleko. Ale jak tylko dojechaliśmy tam na parking i otworzyliśmy drzwi od samochodu, to zaraz je zamknęliśmy, bo tak wiało, że drzwi i głowy by pourywało! Odpuściliśmy sobie te klify, bo jeszcze by nas do oceanu zwiało! Choć turystów było tam sporo i dzielnie szli walcząc z wiatrem. Ale nam szkoda było brać Izkę w taką wichurę. To następnym razem - jak będzie cieplej, bezwietrznie, słonecznie (hmmmm, czyli kiedy? :) Bo teraz nie tak daleko tam mamy - tylko godzina drogi.

Ale żeby nie było, że nic w ten dzień nie zobaczyliśmy poza wnętrzem samochodu i krowami na łąkach, zajechaliśmy jeszcze pod zamek Dunguaire niedaleko Galway.


Oczywiście wiatr nie ustał nawet w nieco głębszej części lądu, ale zamek dach posiadał, więc tam się schroniliśmy :) Z Izunią na rękach przeszliśmy się po kilku salach i po kilkunastu minutach już wypad z zamku, bo zamek malutki. A na zewnątrz oczywiście się rozlało! Zanim na parking dobiegliśmy, byłam tak mokra, że musiałam wycieraczki w okularach włączyć. Postanowiliśmy już nie szaleć i nie szukać następnych atrakcji do zwiedzania, tylko do ciepłego domku wracać.

I tak zakończyła się nasza weekendowa wycieczka, która nie poszła całkiem według planu. Ale nie było tak źle - plusem było przynajmniej to, że obiadu nie musieliśmy sami robić :D

A czy Wam pogoda pokrzyżowała kiedyś plany? Mieliście kiedyś taką wycieczkę, gdzie nic nie szło zgodnie z Waszymi oczekiwaniami? Ach ta pogoda kapryśna! Wkurza czasami, ale przynajmniej nudno nie jest, że tylko słońce, słońce, słońce przez 24 godziny/dobę :)




--------------------------------------------------------------------------------------------------------

Bardzo się cieszę, że przeczytałaś/przeczytałeś mój post (do końca :). Mam nadzieję, że Ci się podobał. Będzie mi bardzo miło, jeśli zechcesz poświęcić jeszcze chwilkę czasu i napiszesz tu coś od siebie. Będę wdzięczna za komentarz, polubienie na Facebooku czy udostępnienie tego posta Twoim znajomym. Mam nadzieję, że wpadniesz do mnie jeszcze :)

--------------------------------------------------------------------------------------------------------

You Might Also Like

16 komentarze

  1. Macie u siebie takie piękne okolice, takie tajemnicze i urokliwe miejsca, takie malownicze widoki - że chyba nawet paskudna pogoda by mnie nie zniechęciła :) Powiem szczerze, że marzy mi się, by tam pojechać - mam nadzieję, że moje marzenie się ziści i że będę mogła podzielić się kiedyś relacją z pobytu w Irlandii na swoim blogu ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To życzę Ci, by to marzenie się spełniło kiedyś! Zapraszam na kawkę jakby co :D
      A co do pogody, to ja tam wolę jednak podziwiać te urocze miejsca bez strumieni deszczu spływających mi po goglach i bez włosów na twarzy szarpanych przez wiatr :) Bo wtedy nic nie widzę! ;)

      Usuń
  2. Wstyd sie przyznac, bo ten ogrod jest blisko Nas , a nigdy sie tam jeszcze nie wybralismy. Na Aranach tez nie bylam, bo boje sie panicznie statkow.
    Pogoda rzeczywiscie sobie zadrwila. Ja pracowalam w sobote, mialo byc slonecznie I goraco. U nas pod wieczor padal nawet deszcz.. no coz... tyle po lecie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W końcu już jesień w Irlandii jest, co nie? Więc upałów już się nie spodziewajmy!
      A tak czasem jest, że to co mamy pod ręką, zostawiamy sobie na koniec - ja mieszkam w Limerick już prawie rok, a na zamku w centrum miasta jeszcze nie byłam, a inne dalsze zamki zwiedziłam :) A skąd jesteś?

      Usuń
  3. Uwielbiam takie urokliwe i kolorowe miejsca :) Co mi przypomina, że dawno nie byłam w naszym ogrodzie botanicznym....
    Co do pogody...mam już serdecznie dość jej zmienności i odczuwa to cały mój organizm :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja uwielbiam ogrody! Przynajmniej tam kolorowo i ślicznie - nie to co w naszym ogrodzie, gdzie tylko trawa :) Może jakiegoś kwiatka sobie kupię? :D

      Usuń
  4. Jak ja uwielbiam takie klimaty. Z chęcią bym się tam wybrała :) Może kiedyś mi się uda

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapraszam :) Może uda Ci się wycelować w słoneczny czas :)

      Usuń
  5. Rowerzyści u nas też potrafią wkurzyć na jezdni. Sama jeżdżę na rowerze, ale staram się nie komplikować kierowcom przejazdu!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja tam nic do rowerzystów nie mam, ale na tych wąskich drogach to nieraz trzeba się za nimi wlec dość długo, bo nie ma jak ominąć. Ale i tak lepszy taki rowerzysta niż stado krów czy owiec na drodze! :D Bo wtedy długi postój gwarantowany!

      Usuń
  6. Nieraz pogoda pokrzyżowała nam plany, niestety. Co mnie baaardzo denerwuje lekko mówiąc. Upał również z maluchami może pokrzyżować plany. Macie cudowne okolice wokół więc na pewno nie raz jeszcze je zwiedzicie. Mi Irlandia od zawsze kojarzy się z zielenią, murkami i ruinami zamków no i małymi urokliwymi wioskami. Tak jest ? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To dobrze Ci się kojarzy :) Ja też miałam takie właśnie wyobrażenia o tym kraju zanim tu przyjechałam. Mnóstwo tu takich uroczych wiosek i zakątków :) Polecam sprawdzenie na żywo :D

      Usuń
  7. Ale super miejscówki! A ten zamek - rewelacja!

    OdpowiedzUsuń
  8. Wypady z dziećmi są najlepsze w okresie 3-7 lat. Też preferuję zwiedzanie takich zamków, ale w Irlandii jeszcze nie byłam. Na https://wyspybrytyjskie.pl/ czytałam o atrakcjach i na pewno będę chciała wybrać się nad wodospad Torc w Parku Narodowym Killarney.

    OdpowiedzUsuń

Polub mnie na Facebooku

NAPISZ DO MNIE

Nazwa

E-mail *

Wiadomość *