Mama w domu - nie leży i nie pachnie, tyko pracuje! Czyli jak naprawdę wygląda zwykły dzień mamy?

20.3.17


"Mama w domu - nie leży i nie pachnie, tylko pracuje!" to tytuł akcji, której pomysłodawcą jest Aneta z bloga www.mama-dwojki.pl. Powstała ona po tym, jak przeczytała wpis na blogu u Beaty z bloga www.arbuziaki.pl <-- tutaj przeczytasz post, od którego wszystko się zaczęło.

Ten wpis stał się dla niej inspiracją. Pomyślała, że fajnie będzie przeczytać o tym, jak inne matki zmagają się z codziennością. Poczuć, że inne mają podobnie, a tym samym uświadomić całej reszcie społeczeństwa, że my - mamy, które siedzimy w domu, także wykonujemy pewny rodzaj pracy. Pracy, za którą nam nikt nie płaci. Tylko postrzega przez pryzmat powiedzenia " Leżę i pachnę".


Postanowiła więc wraz z Beatą zaprosić do akcji kilka mam blogerek, w tym mnie, aby każda z nich napisała swoją "kartkę z kalendarza".


*********

OTO WIĘC MOJA KARTKA Z KALENDARZA:

*********

Wyczerpana po całym dniu gonitwy za małym rozbójnikiem, klapnęłam z hukiem na kanapie. Spojrzałam na zegarek i .... O żesz ku...!!!! Jak to możliwe, że już godz. 23??? No jak??? Było się myć tak długo? Cholerne włosy! Było jeść tą kolację, po której pół zlewu zawalona? Było sprzątać te zabawki walające się po całym domu? - przecież jutro znów tam wylądują! Może z godzinę bym zaoszczędziła! - i co ja wtedy z tym dodatkowym czasem bym zrobiła? - tyyyyle rzeczy przecież! :) A teraz znów noc zbyt szybko nadeszła i kolejny raz dowlekę się do łóżka o 2 w nocy. Więc pytam się kolejny raz sama siebie - jak to możliwe, że już 23? Czy u nas zegarki jakoś szybciej chodzą czy co?? I jakoś zawsze mnie to dziwi, chociaż codziennie ok 23 właśnie zaczynam swój spokojny wieczór, gdy tylko leżę i pachnę ;) Więc tak sobie siedzę i pachnę na tej kanapie, i rozmyślam o tym dzisiejszym dniu. O tym jednym dniu, takim zwykłym dniu z życia takiej zwykłej, normalnej (chyba ;) mamy.

Ten dzień zaczął się dziś wyjątkowo wcześnie. Już po 5 rano mały człowieczek z płaczem przytuptał do naszego pokoju i wtarabanił się na nasze łóżko, ciągnąc za sobą swój ulubiony kocyk. O spokojnej reszcie snu mogliśmy zapomnieć. Kręci się to małe to w jedną, to w drugą stronę, tu nóżka na mojej głowie, tam rączka w moim oku. Wreszcie zasypia ułożona w poprzek łóżka, między nami, a my leżymy na skrajach i modlimy się, by nie spaść (lub nie dostać w twarz :) Z obu stron niebezpieczeństwo! I śpij sobie w takich warunkach kolejną noc! Wreszcie po 6 małżonek kapituluje i wstaje - woli do pracy iść niż ryzykować siniaka pod okiem :) No, przynajmniej miejsca troszkę więcej. Ale pospać za długo się nie da. Już ok 7 mały głodomorek budzi się i domaga mleczka. No to koniec leżenia - trzeba zwlec dupsko z łóżka i zrobić flachę. Dobrze chociaż, że wieczorem wszystko sobie szykuję i mam w pokoju, więc po całym domu nie trzeba nad ranem latać rozczochrana i rozespana! Szybko robię butelkę i gdy mała zasysa, ja mam jeszcze te 2 minuty leżenia w spokoju. 

A potem się zaczyna zabawa wesoła, gdy moje dziecię skacze dokoła :) Zdarzają się ranki, gdy naniesie zabawek ze swojego pokoju i bawi się sama nawet przez pół godziny, a ja leżąc zerkam na nią jednym okiem, a drugie pogrążone jeszcze w błogim śnie. Ale tego poranka nie dała podrzemać mamusi! Książeczka o misiu sama się nie przeczyta - dobrze chociaż, że znam ją na pamięć i z zamkniętymi ślepiami recytuję. Potem wymyśliła ściąganie i zakładanie skarpetek, a że jej to niezbyt wychodziło, to już zaczął się krzyk i nerwy i mamusia musiała dopomóc. Za chwilę już coś innego - maskotkę kotka przydźwigała, żeby kuku zza łóżka robił. No to mamusia z kotkiem kukają przez to łóżko. Już się kotkiem znudziła i znów do swojego pokoju popędziła niczym struś pędziwiatr. Wykorzystuję tą minutę ciszy i spokoju i zamykam niedospane oczy. Nagle na mojej twarzy ląduje garść ludzików Lego - dobrze że tym razem nie przywlekła czegoś cięższego, bo wtedy z podbitym okiem bym chodziła :) Bawimy się jeszcze ludzikami przez chwilę, pijemy z nimi herbatkę z ich malusich filiżanek, a zanim się obejrzę, połowa klocków na moim łóżku! Kiedy ona to zdążyła nanieść? Chyba jak mrugnęłam kilka razy. No nic, 10 kursów do jej pokoju i wszystko wróci na miejsce. 

Przeciągam ile się da moment wstawania z łóżka, bo wiem że dopiero za dłuuuuuuuugi czas będę mogła znów się przytulić do podusi. Ale w końcu brzuch się odzywa i nie tylko ten mamusi. No to wstajemy, dość tej zabawy. Jest już po 9. Idziemy umyć ząbki, Izunia trzyma swoją szczoteczkę, a drugą ręką szoruje moje zęby - fajnie mieć takiego pomocnika :) Teraz pora się ubrać, czyli zaczynają się schody. Izunia ucieka, tuląc się do kocyka i mówiąc "lulu" - zawsze takie triki stosuje, gdy nie chce czegoś robić :) Mówię spokojnie, że jak chce lulu, to może iść lulu, ale najpierw się przebierzemy. Dzieciakowi chyba odechciewa się tego "lulu", bo pędzi do swojej szafy i szykuje sobie garderobę na dziś, czyli 5 bluzek, 3 różne skarpety, 2 pary spodni, 3 czapeczki i letnią sukienkę do tego :) Wszystko rozkłada na łóżku i próbuje zakładać na piżamkę. Reszta ciuchów z szafy ląduje "przez przypadek" na podłodze koło szafy. Składam je i chowam z powrotem. Wybieram ubranko. Słyszę niezadowolenie i "Nie, nie, nie!", bo tej bluzki to ona akurat dziś nie chce. Szukamy innej. "A ta może być?" - pytam po raz setny. Wreszcie jest zgoda i można się ubierać. Pół godziny później dzieciak gotowy. 

Teraz pora na mamusię. Izunia wkracza do mojej garderoby i teraz dla mnie szykuje ubranko. Jakbym chciała ubrać wszystko co dla mnie wybierze, to pewnie bym jak bałwan wyglądała, ruszać bym się nie mogła przez tyle warstw na sobie i na dodatek byłabym kolorowa jak papuga :) Więc znów muszę segregację zrobić i sto ciuchów z podłogi pozbierać. Rozsypane wszędzie skarpetki wrzucam byle jak do koszyka - już nawet nie próbuję ich układać, bo to nie ma sensu :) Gdy się maluję, dzieć chodzi tam i z powrotem i a to szczotkę mamusi chce, a to krem, a to tusz. Podaję, udaję że ją też maluję, dzieć zadowolony, ale wkrótce się tym nudzi, a tu dopiero jedno oko wytuszowane. No nic, trzeba innej rozrywki dla małej poszukać. Zaczynam recytować z pamięci kolejną książeczkę, a ona leci po nią i otwiera na stronie, którą obecnie "czytam". Kończę malowanie, a gdy zakładam gogle na nos, moim oczom ukazuje się obraz jak po trzęsieniu ziemi - wszystkie zabawki na podłodze, ciuchy znów wylazły same z szafy, a pośrodku tego bajzlu stoi uśmiechnięta, zadowolona z siebie Izunia. Kolejny raz składam, wkładam, Izunia mi "pomaga", więc znów składam, wkładam :) Robimy kilkanaście kursów do jej pokoju, odnosząc zabawki. Wreszcie pokój wygląda jak pokój, a nie jak pobojowisko. Możemy iść.

No i na śniadanie dowlekamy się przed 10. Szykuję dla Izuni i dla siebie kanapki i jogurta. Jemy razem, czytając książeczki. Trochę trudno mi sie czyta, przegryzając równocześnie kanapkę, no ale czego się nie robi, by już od rana nie słyszeć jęków i krzyków? :) A po śniadaniu idziemy powiesić pranie. Izka wyciąga z pralki, strzepuje i podaje mi. No pomocnik pierwsza klasa! :) Z takim to aż chce się prać! Tylko często wieszać nie nadążam! Idę pozmywać po śniadaniu, póki mało w zlewie. Mój towarzysz bawi się w most, przechodząc między moimi nogami tam i z powrotem. Trochę niewygodnie mi się tak zmywa, stojąc w szerokim rozkroku pół metra od zlewu - no ale skoro dzieć znalazł fajne zajęcie, to nie będę mu przerywać :)

Na zewnątrz słoneczko świeci, więc ok 11 ubieramy się i idziemy na spacerek. Dziś bez rowerku, tylko za rączkę, idziemy przywitać się z psem i kotem sąsiada. Kilka okrążeń po osiedlu, a że osiedle małe, to szybko nam się nudzi łażenie w tę i we w tę, więc wracamy do ogródka. Gramy w piłkę, kopiemy ją, a raczej mama kopie, a Izunia nosi i rzuca, wdrapujemy się na ławkę, zbieramy stokrotki. Oj już się lata nie możemy doczekać, by się na kocyku z zabawkami rozłożyć! Idę po telefon i pstrykam kilka zdjęć. Takie słoneczko w marcu nie zdarza się za często!

Po powrocie, ok 12 czas przyszykować coś na obiad. Dziś wersja: coś prostego, na szybkiego (tak jakby z dzieckiem u boku można by było wybrać inną wersję ;) Córcia pomaga mi obierać ziemniaki, trzyma w rączce i odrywa "pazury", po czym podaje mi gotowego ziemniaka, a ja skrobię skórkę i kroję. Takie wspólne gotowanie fajne jest :) Szybko przyprawiam kuraka, podczas gdy dziecię bawi się nieotwartymi jeszcze przyprawami w saszetkach. Obiad prawie gotowy - potem wystarczy tylko wrzucić wszystko do gotowania.

Przebywanie w kuchni przypomniało chyba mojej córci o jedzeniu, bo już leci do szafki i ciągnie za uchwyt, wołając "Ciacho, ciacho!". Otwieram półkę i pozwalam jej wybrać ciasteczko, ale po chwili w jej rękach widzę z 4 ciastka, które na raz chce włożyć do buzi, więc przekładam je na miseczkę i idziemy odpocząć przy bajce. Jak zwykle jej wybór pada na króliczka "Binga" i odpalam bajkę z DVD. Chyba wszystkie odcinki znamy już obie na pamięć, ale Izunię wciąż to fascynuje - mnie już mniej, więc siedzę przy niej i korzystając z tego, że nikt mnie nie ciągnie, nie woła, nie jęczy, sprawdzam pocztę na telefonie, wrzucam fotkę na Instagrama - o taka ze mnie matka! Po dwóch krótkich odcinkach Izunia zaczyna marudzić - to znaczy, że na drzemkę czas. 

Jest przed 13, gdy kładę ją do kojca stojącego w kuchni. Najpierw protestuje - jak to zwykle gdy trzeba spać. Ale już po chwili otula się kocykiem i zasypia zmęczona. A ja rozsiadam się na kanapie z laptopem na kolanach i chwila czasu tylko dla mnie :) Jak go dziś wykorzystać? Nie mam zbyt wiele tego czasu, bo nigdy nie wiem ile potrwa drzemka - czy pół godziny czy też 2, więc nie tracę tego cennego wolnego czasu na rozmyślanie co robić, tylko zabieram się do realizacji wcześniej zaplanowanych zadań. A na ten dzień mam zaplanowany wybór i obróbkę zdjęć z wakacji. No to szybko, raz, dwa, trzy! Bo czas leci! A ten wolny czas to raczej zapieprza jak zając po łące ;)

Poprawiam się na kanapie, a ona skrzypi - CICHOOOOOO!!!! Bo już z kojca słychać wiercenie i jeszcze kilka takich skrzypnięć i będzie po drzemce! No ruszać się nie mogę w ogóle! Bo albo podłoga skrzypnie, albo cholerna kanapa, albo nie daj Boże telefon zadzwoni, albo cholerny kurier czy inny domokrążca akurat wtedy przypełzną! Jak się dziecię nie wyśpi, to do wieczora będę mieć przerąbane! Więc siedzę, staram się nie oddychać i jak najciszej w klawiaturę stukać. O żesz w mordę! Sikać mi się chce! Niby pieluchy w rozmiarze 5 leżą 2 metry dalej, no ale chyba zaryzykuję i przetuptam cicho do łazienki. Byle tylko drzwi nie skrzypnęły!... Udało się! Przy okazji włączyłam ziemniaki do gotowania oraz mięso i warzywa w parowarze. Obiad sam niech się dziś zrobi, a co! Wracam do komputerowych zajęć, mam jeszcze z 20 minut czasu może. Raz na jakiś czas przemykam cichaczem zamieszać ziemniaki, żeby mi nie wykipiały. 

Jest 14.30. Obiad kończy się gotować. Dziecię się budzi. Czyli dzisiaj dobrze wyliczyłam czas :) Bo nieraz obiad już wystygnąć zdąży, a nieraz trzeba na ten obiad poczekać chwilkę. Jemy razem obiadek, Izka nawija widelczykiem jak szalona. Po posiłku trzeba ogarnąć trochę pod jej krzesłem, żeby muchy się nie zleciały na ucztę z resztek :) Obiad zaliczony, teraz znów relaksik i zabawa. Na polu zrobiło się szaro-buro - w końcu to Irlandia, więc nie ma co liczyć, że będzie słonecznie przez cały dzień! Więc zostajemy w domku i bawimy się na macie w salonie. Malujemy kredkami, lepimy plastelinowe zwierzaki, zjeżdżamy autkami na zjeżdżalni, bawimy się małym domkiem, układamy puzzle, czytamy książeczki, liczymy palce mamy "Jeden, dwa, cy, pięć!", i wiele wiele innych zabaw, bo Izunia szybko się nudzi i ciągle coś nowego wymyśla. I sama się nie pobawi, mamusia musi towarzyszyć, nawet do kibelka wyprawa jest we dwoje :)

Ok 17 wraca tata z pracy. No to mama może trochę odpocząć teraz :) Gdy tatuś już pojedzony, to przejmuje dzieciaka :) A ja idę się zrelaksować sprzątając po obiedzie i szorując gary. Gdy już kuchnia wygląda w miarę czysto, czas na deser. Kawka dla starych, owoc dla małej, wspólne wygłupy na kanapie. I znowu zlew zapełniony. Znów zmywam, a potem idę odkurzyć na piętrze, szykuję kolejne pranie, myję łazienkę. Dziś góra zrobiona, jutro biorę się za parter. A sorki - jutro do pracy na popołudnie, więc nici ze sprzątania. No to pojutrze, bo dziś już nie mam sił biegać z odkurzaczem i ścierą! Czasem chyba lepiej mieć mniejszy domek, taki jednopoziomowy, który się ogarnie na jeden raz!

I już 19 się zrobiła. Idę wykąpać Izkę, chlapiemy się w wannie z kaczuszkami, aż połowa mamy i łazienki mokra. Później znów toczymy walkę z ubrankami, bo Izka piżamki nie chce teraz założyć. Schodzimy na kolację, a po niej jeszcze jednego "Binga" dzieciak wyprosił. Sprzątamy zabawki z podłogi, żeby jakoś ten salon wyglądał. Po 20.30 idziemy na górę, myjemy ząbki i kierujemy się potem do pokoju Izki i teraz tam robimy bajzel na podłodze. Domek z Lego budujemy, wieżę z klocków układamy, małym kotkiem w sufit rzucamy (że maskotką oczywiście :), książeczki oglądamy. Wszystkie zabawki muszą zejść z półki, no a jak! A jeszcze kuku zza drzwi, a jeszcze kotek na głowie mamy musi posiedzieć i bawimy się w "A gdzie jest kotek?", a jeszcze to, a jeszcze tamto mały urwis wymyśli, żeby tylko spać za wcześnie nie iść. A już z kocykiem i smokiem chodzi i oczęta mnie. Ale nie, nie pójdzie spać i już! Jeszcze trzeba wycałować każdego zwierzaka przyklejonego na ścianie, a czasem nawet i dla mamy buziak zostanie. Wreszcie dzieciak ładuje się do łóżeczka i zgaszam światło. Siadam obok łóżeczka i powstrzymuję Izkę przed ucieczką. Dzieciak teraz wyjścia nie ma i spać musi. Śpiewam cicho "Pora na dobranoc, bo już księżyc...", a Iza kończy - "świeci" - i prosi o jeszcze raz. I jeszcze raz. I jeszcze raz... Pokręci się jeszcze z 10 minut i wreszcie zasypia. A mnie też oczy się zamykają i drzemię kilka(naście) minut siedząc na podłodze, oparta o to łóżeczko. Wreszcie wstaję i patrzę na zegarek - już po 22. Jak zwykle. Idę się umyć, a potem wreszcie można odpoczywać, leżeć i pachnieć :) Tylko gdyby spać nie trzeba było, to więcej tego leżenia i pachnięcia by było ;)

Po długim prysznicu, gdzie wreszcie mogę się zrelaksować w ciszy, spokoju i samotności, zgarniam jeszcze zabawki z podłogi, które jakoś przedtem ukryły się przed nami, kolejny raz ogarniam kuchnię, żeby rano powitał mnie pusty zlew, sprawdzam lodówkę szukając pomysłu na jutrzejszy obiad. No i wreszcie koniec tych obowiązków! Można cieszyć się spokojnym wieczorem - a raczej tym, co z tego wieczoru jeszcze zostało :) Siadam na kanapie, jest 23. Czas dla mnie :) Może posta napiszę? Odpiszę na komentarze? Albo dalej zdjęcia będę obrabiać? A może poszukam na necie torciku na urodzinki? Albo odpiszę koleżance na Gadu-gadu? Odpalam laptopa i zasypiam z ręką w powietrzu, czekając aż się dziad uruchomi :) Po jakimś czasie budzę się i teraz to ja mogę działać! - bo godzina zero minęła i cała noc przede mną! Ale dziś nie siedzę długo, już ok 1 kończę i idę spać, bo nie wiadomo, o której rano znów ktoś przytupta do naszego łóżka (o ile wcześniej nie obudzi się z krzykiem i trzeba będzie przez pół godziny uspokajać i kołysać).

No i tak właśnie minął ten zwyczajny dzień zwyczajnej matki, która w domu z dzieckiem to tylko leży i pachnie i nic nie robi jak widać ;)

Ale nie każdy dzień jest taki oczywiście. Czasem jest lepiej, czasem gorzej. Nieraz nie chce mi się obiadu robić i zjemy parówki albo podam małej obiadek ze słoiczka (zawsze mam kilka w półce tak na wszelki wypadek - tak samo jak pizzę w zamrażalce), a z takim normalnym obiadem to czekam aż mąż wróci i razem zrobimy. Nieraz tak leje, wieje, że na spacer wyjść się nie da, więc w domu jeszcze większy bajzel na podłodze. Nieraz nie chce mi się czytać setny raz tej samej książeczki, więc kolejną bajkę włączam. Nieraz nie mogę już słuchać tych jęków i marudzenia i następne ciacho daję. A co! Matką jestem, ale też człowiekiem, który jakąś tam granicę cierpliwości i wytrzymałości ma! A kilka razy w tygodniu do pracy na popołudnia chodzę (że niby odpocząć tam?). Wracam po 22, więc i tak zaczynam swój wieczór pachnienia i leżenia ok 23. A jak mam wolne, to mogłabym przecież już ok 20 rozpocząć relaksik bez dziecka (a tatuś kolejny wieczór by usypiał) - mogłabym, gdybym chciała, ale właśnie zazwyczaj nie chcę - wolę ten wieczór spędzić z córcią niż przed komputerem, bo zbyt wiele takich wieczorów tracę przez pracę i szkoda mi tracić kolejnych! Czasu dla siebie mało, ale musi wystarczyć nam - mamom :) Tylko gorzej będzie, jak już tej drzemki za dnia nie będzie! Ale i tak kocham tą moją "pracę" matki i na nic innego bym jej nie zamieniła :)


A jak wygląda Twój zwykły dzień z dzieckiem? Leżysz i pachniesz czy może zapieprzasz przez cały dzień albo przynajmniej przez większość dnia? :) Podziel się swoim dniem, swoją codziennością!



******************


Oto pozostałe autorki i ich blogi, które podjęły się udziału w akcji - Sprawdź, jak wygląda codzienność u nich - może znajdziesz tam kawałek swojej codzienności?

⚛️ Mama Migotka (www.mamamigotka.pl)

⚛️ Młoda mama pisze (www.mlodamamapisze.com)
⚛️ Beztroska Mama (www.beztroskamama.pl)
⚛️ Mama po 30tce (www.mamapo30tce.blogspot.com)
⚛️ Jaśkowe Klimaty (www.jaskoweklimaty.pl)
⚛️ Kobieca myślodsiewnia (www.kobiecamyslodsiewnia.blogspot.com)
⚛️ Tosia mama (www.tosimama.blogspot.com)
⚛️ Mamatywna (www.mamatywna.com)
⚛️ Pani Domowa (www.pani-domowa.pl)
⚛️ Matka bez kitu (www.matkabezkitu.blogspot.com)
⚛️ Lady Mamma (www.ladymamma.pl)
⚛️ Mama Balbinka (www.mamabalbinka.pl)
⚛️ Kiedy Mama nie śpi ( www.kiedymamaniespi.pl)
⚛️ Oli Loli New life (www.oliloli-newlife.com)

Jeżeli podoba Ci się pomysł akcji, będziemy bardzo wdzięczne za udostępnienie naszych "kartek z kalendarza". Udostępniając wpis na swojej stronie, będzie nam miło jeśli wstawisz poniższy fragment tekstu:


Pragniemy uświadomić wszystkim, że siedzenie w domu z dzieckiem/dziećmi, jest także formą pracy. Pracy na więcej niż cały etat, bo 24 na dobę, siedem dni w tygodniu. Chcemy, aby nikt nam już nie mówił, że nam się nudzi. Że macierzyństwo to sama radość. Przyjemność siedzenia w domu, bez wysiłku fizycznego czy psychicznego. Odwalamy kawał wielkiej roboty i pragniemy tylko, aby postrzegać nas za to co robimy siedząc w domu. Wbrew pozorom, nie leżymy, nie pachniemy. Jesteśmy w biegu i często zamiast pachnieć, pachniemy, ale nieprzyjemnie, nie mówiąc, że brzydko 😉 Padamy ze zmęczenia, ale rano wstajemy. Choć może się walić i palić, my działamy. Każdego dnia, od rana do nocy.








You Might Also Like

32 komentarze

  1. Trudno zauważyć mijające minuty, kiedy jesteśmy w domu z dziećmi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie ten czas w domu z dzieckiem tak szybko mija, że ani się obejrzę, a już ta 20! Bo potem do 22 to jakoś wolniej płynie, gdy idę małą usypiać :) A po 22 to już całkiem czas przyspiesza!

      Usuń
  2. Bardzo fajna akcja. Niestety, tym, co nie mają dzieci, lub mają juz dorosłe (i chyba zapomnieli jak to jest), nie rozumieją tego, że mama nie siedzi sobie cały dzień nic nie robiąc...

    Ja mam dwójkę (9 msc i 2 latka z hakiem). Synek nie spi w dzien praktycznie odkąd córa się urodziłą.. To dopiero mam "rekals" dzień w dzień hehe

    Ale uroki bycia na "urlopie macierzyńskim" są nie do opisania:)

    Zapraszam do nas http://www.sylwiaidzieci.pl/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U nas ta dzienna drzemka też się pewnie niedługo skończy! Ale może wtedy nieco wcześniej będzie chodzić spać? (no pomarzyć można ;) Teraz korzystam ile się da z tej chwili relaksu w ciągu dnia :) Taki krótki przerywnik, żeby nie oszaleć ;)

      Usuń
  3. Nie potrafiłabym az tak długiego tekstu na ten temat napisać :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też nie zamierzałam aż tak dużo pisać, ale jakoś tak samo wyszło ;) No w sumie dzień jest długi, nawet mimo późniejszego wstawania! :)

      Usuń
  4. fajna akcja, oby coś zmieniała w postrzeganiu kobiet pozostających w domu

    OdpowiedzUsuń
  5. Też miałam wziąć udział w tej akcji, ale mi uciekło i może to i lepiej, bo jakbym miała swoje ostatnie dni opisać, to głównie siedzenie przy pisaniu i nic więcej ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja miałam nie brać udziału, bo czasu nie miałam przez kilka popołudniówek z rzędu. Ale jak mnie natchnęło pod prysznicem, to w jedną noc prawie całego posta napisałam :)

      Usuń
    2. Czasami przychodzą takie spontaniczne natchnienia i wtedy najlepsze teksty powstają :)

      Usuń
    3. U mnie najczęściej wtedy, gdy nie mam pod ręką niczego do pisania! :)

      Usuń
  6. A ja myślałam że tylko moi chłopcy śpią tak czujnie że wszystko ich budzi, każde skrzypnięcie a nawet stukanie klawiatury w komputerze ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A jednak są inne takie delikatne śpiochy :) Ale dawniej to moją nic nie ruszało, można było hałasować i tłuc się garami i spała dalej smacznie, ale chyba gdzieś po roczku zaczęła mieć taki delikatny sen i teraz lepiej się nie ruszać w ogóle jak ma drzemkę :)

      Usuń
  7. Mamy są jednak dobrymi organizatorami :) Cieszę się, że również mogłam wziąć udział w tej akcji. Wszystkie kartki z kalendarza fajnie się czyta :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jesteśmy najlepszymi organizatorkami, bo nie mamy wyjścia :D Wszystko trzeba upchnąć w 24 godziny, więc 10 rzeczy jednocześnie potrafimy robić :) Szkoda że tylko 2 ręce mamy, bo inaczej tych rzeczy byłoby z 50 naraz ;)

      Usuń
  8. Oooo jaka fajna akcja mi umknęła... Przez to siedzenie i "nicnierobienie" w domu z dziećmi, kompletnie wypadłam z blogowego obiegu :) Fajny tekst, pozdrawiam wszystkie Mamy :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki :) Rzeczywiście przez to nasze "nicnierobienie" może nam wiele rzeczy umknąć :)

      Usuń
  9. SUPER BLOG ! zapraszamy do nas na: fairydoorandmooore.pl

    OdpowiedzUsuń
  10. Dziewczyny, zasypałyście swoimi tekstami całą blogosferę :) No i bardzo dobrze - niech ludzie wiedzą, że dzień z życia matki wcale nie polega na nicnierobieniu :)

    Ja na przykład wczoraj pierwszy posiłek zjadłam o godzinie 14stej - bo wcześniej zrobiłam z tysiąc prań i umyłam wszystkie okna - oczywiście do spółki z Młodym, który bardzo mi "pomagał" ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moja też mi pomaga w sprzątaniu - co z tego, że potem jest 2 razy więcej roboty, ale wspólnie jest fajniej :) No i cieszy mnie to, że w ogóle chce mi pomagać - zobaczymy kiedy jej się odechce! ;)

      Usuń
  11. Miło mi, że jedn wzięłaś udział :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Każdy dzień z dzieckiem jest ciężki, ale zarazem wspaniały:) Super akcja!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj racja! I mimo że każdy dzień jest praktycznie taki sam, to jednak taka "praca" jest najlepsza na świecie! :)

      Usuń
  13. Łoo matko, ale się rozpisałaś :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No jakoś tak wyszło :) Dzień matki długi, dużo rzeczy matka robi, więc i wpis musiał być długi :D

      Usuń
  14. Chciałam wpaść i przeczytać nowy post, ale chyba gdzieś zniknął...? :| Za to przypadkiem trafiłam na TEN, jeden ze starszych.. nieźle się nad nim uśmiałam :P :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nowy dopiero się tworzy :)
      Fajnie, że się uśmiałaś :) Przy okazji ja też teraz tego posta przeczytałam i też się pośmiałam :) W sumie niewiele się zmieniło u nas od tego czasu - poza tym, że nie ma już drzemek, a jest przedszkole i wtedy z rana trzeba się szybciej zwijać z łóżka!

      Usuń
  15. Mamy to ciche bohaterki szarej codzienności :)

    OdpowiedzUsuń

Polub mnie na Facebooku

NAPISZ DO MNIE

Nazwa

E-mail *

Wiadomość *