Gran Canaria oczami dziecka - Moje pierwsze wakacje
31.3.17Cześć. Tu Izunia. Dawno już do Was nie pisałam. Ale mama oblegała komputer i nie mogłam się do niego dorwać. Ale teraz - z okazji moich 2-gich urodzin, które były w zeszłym tygodniu - mama pozwoliła mi coś tutaj naskrobać :) Super! Ale nie będę pisać o moich urodzinach (które przy okazji były bardzo fajne - ale mama już o nich pisała - o tutaj), tylko chciałam Wam pokazać, gdzie spędziłam moje pierwsze wakacje z rodzicami - w sumie to moje pierwsze wakacje w ogóle! Chcecie zobaczyć? To chodźcie!
Nasze wakacje zaczęły się już na początku marca, gdy wszędzie jeszcze zimno i tak szaro po zimie. Uciekliśmy od tej pogody do słonecznej, upalnej i zielonej Gran Canarii. Kolejny raz leciałam samolotem i to aż 4 godziny! W ogóle nie spałam, tylko przeglądałam moje książeczki, bawiłam się składanym stoliczkiem i patrzyłam przez małe okienko na chmury. Fajowo było! Tylko ciasno trochę i nie mogłam biegać za bardzo!
Na Gran Canarii mieszkaliśmy w małej, spokojnej miejscowości tuż nad oceanem - mama podpowiada mi, że nazywała się Agaete i znajduje się na północy wyspy. W sumie nie było tam co robić, a plaża była kamienista, więc za twardo do wylegiwania się. No więc tylko przez jeden dzień zwiedzaliśmy tą miejscowość. I jeszcze strasznie wiało nad oceanem - widzicie te wielkie fale? Mama mówi, że wiało jak w Irlandii!
W Agaete jest taka fajna wielka skała wyłaniająca się z oceanu - mama znów mi podpowiada, że nazywa się El Dedo de Dios, czyli Palec Boży, bo miał wystający, cienki wierzchołek, który wyglądał jak palec wskazujący niebo, ale w 2005 r. złamał się ten "palec" i wpadł do oceanu. Szkoda no! Ale i tak fajna ta skała :) A swoją drogą to ta moja mama chyba zna dużo takich ciekawostek! Dobrze że czasami słucham co opowiada i co nieco z tego pamiętam :)
A mieszkaliśmy w apartamencie, przed którym był ogród z widokiem na ocean i góry. Mogłam sobie biegać po tym ogrodzie, a rodzice podziwiali widoki.
Wieczorkiem w tym ogrodzie obmyślałam i planowałam trasę na następny dzień, a mamusia z tatusiem relaksowali się przy "soczku" :) Ale oni mają ze mną fajnie, co nie? :)
Drugiego dnia pojechaliśmy wypożyczonym autkiem na południe wyspy. Wydawało się daleko, ale ta Gran Canaria taka jest mała, że z jednego końca na drugi jechaliśmy ponad godzinkę. No może jednak ze dwie godzinki, bo troszkę pobłądziliśmy - drogi kręte i wąskie i nawet GPS się zgubił :) I zamiast w dolinę, wjechaliśmy w góry. Ale dzięki temu błądzeniu mieliśmy takie super widoki! Mama mówi, że poczuła się przez chwilę jak w Wielkim Kanionie Kolorado (chociaż go na żywo nie widziała jeszcze - no to tutaj miała taki jego fragment :)
Wreszcie udało nam się dotrzeć tam gdzie zamierzaliśmy - do Palmitos Park (dzięki mamusiu za kolejną podpowiedź - Ty to wszystkie nazwy pamiętasz! :) Ten park leży w dolinie i jest bardzo duży, to takie połączenie ogrodu botanicznego i ZOO. Jest tam zielono i wszędzie są palmy. Mama bardzo lubi palmy. Mnie też się podobają i potem ciągle mówiłam "Pama, pama". Było bardzo gorąco i w ogóle nie wiało.
Mamie podobały się różne śmieszne roślinki, które tam rosły i robiła im zdjęcia. Jakieś kaktusy i inne dziwa :) A mnie podobał się mały wodospad wśród tej zieleni.
A ze zwierzątek to najbardziej spodobały mi się kolorowe papugi, które latały wysooooko po niebie! Patrzyłam zaciekawiona, jak taki pan wypuszcza je z ręki, a one odfruwają i po chwili wracają do tego pana. Fajne były też małe kangurki - takie pyci pyci jak ja! :)
A mama była zachwycona delfinkami, bo to jej ulubione zwierzątka. I w takim pięknym miejscu odbywał się pokaz tych delfinków. Przyszło baaaardzo dużo ludzi na ten pokaz - chyba inni też uwielbiają delfiny tak jak mama!
Mnie się niezbyt te delfiny podobały, ale oglądałam z rodzicami jak skaczą nad wodą, żeby mamusi sprawić przyjemność - taką jestem kochaną córeczką! :)
A tu mamusia mi dziękuje, że mogła sobie te delfinki pooglądać :) Spoko mamusiu, Ty też pozwalasz mi na wiele rzeczy :) A ładne mamy sukienki z mamusią? Prawie takie same!
Następnego dnia wybraliśmy się do stolicy Gran Canarii - Las Palmas. To bardzo duże miasto i nie mieliśmy czasu, by zobaczyć wszystko. Spacerowaliśmy po promenadzie nad oceanem, była tam długa piaszczysta plaża, ale nawet na nią nie weszliśmy, bo znów strasznie wiało.
Zawędrowaliśmy też do portu (to znaczy mama z tatą wędrowali, a ja jeździłam sobie w moim wózku - taka jestem wygodnicka :) A w tym porcie znowu był taki ogromny statek! Chyba z 10 pięter miał! Chciałabym kiedyś popłynąć takim olbrzymem - mama też by chciała, więc może ją kiedyś zabiorę w rejs :)
A kolejny dzień spędziliśmy znów na południu - na plaży w Maspalomas. To bardzo popularne miejsce, bo było tam strasznie dużo ludzi. A zaraz obok plaży było pełno małych sklepików, gdzie kupiłam sobie śliczny ręcznik kąpielowy. I były tam też restauracje, gdzie znów zjadłam pyszną rybkę.
A to Maspalomas to jest znane z wielkich, piaszczystych wydm, które są chronione w rezerwacie przyrody Dunas de Maspalomas. Tyle piasku tutaj, że się w głowie kręci! Ile zamków można by było z tego piasku wybudować! I można po tych wydmach chodzić. Widzicie te małe mróweczki tam na wydmach? :)
Wydmy rozciągają się na długości 6 km i szerokości do 2 km. Czyli całkiem sporo do spacerowania :) My byliśmy tylko na małym kawałeczku tych wydm i jeszcze ja nie chciałam stanąć na piasku, bo taki dziwny był - taki miękki i nogi się zapadały pod nim! Jak mama chciała mnie tam postawić, to zaczęłam krzyczeć! No i musiała mnie na rękach nosić :) Bo wózek to też się zapadał!
Mamę w końcu ręce zabolały i położyła mnie na leżaczku. Mamusia zaraz nasmarowała mnie kremem i opalałam się :) A potem jeszcze skakałam po tacie i nie dałam mu poleżeć w spokoju :) Fajnie było na tym leżaczku na plaży! Dopóki nie dotykam piasku, to jest OK!
Ale mama zrobiła mi na koniec psikusa i zaniosła nad samą wodę. I postawiła mnie na piasku i nawet nie było tak strasznie, bo tam piasek nie zapadał się pode mną. Taki twardy był i mokry. Taki piasek to ja lubię, a nie jakiś tam miękki drań! :) I nawet pokazywałam mamusi, gdzie leży Irlandia - o taaam daleeeeeko! Albo może po tamtej stronie? ;)
Mamusia mówi, że wcale nie trzeba jechać do Afryki, by poczuć się jak na Saharze! Chyba ma rację! Sami zobaczcie, jak te wydmy fajowo wyglądają! A wiecie, że ten piasek wcale nie został tu przywiany z Sahary, która jest nie tak daleko? Tylko prawie w całości został przyniesiony przez wodę morską. A niektóre wydmy są baaaardzo wysokie - mają nawet z 10 czy 20 metrów! To więcej niż ja, mama i tata razem wzięci!
Następnego dnia było trochę pochmurno i musiałam ubrać kurteczkę. No jak to tak? - w kurtce na wakacjach??? Dobrze chociaż, że tylko jeden dzień był taki! Znów wiało, więc pojechaliśmy w głąb wyspy do małego miasteczka Arucas. Pokręciliśmy się po małych, wąskich uliczkach, pospacerowaliśmy po parku.
I co najważniejsze - byłam na placu zabaw :) Takim samym jak w Irlandii! Najpierw huśtałam się ja, a potem mama też chciała się pohuśtać. A ze zjeżdżalni to zejść nie chciałam, tak mi się podobało i ciągle zjeżdżałam i zjeżdżałam! Nawet jak już wyszliśmy stamtąd, to po chwili ciągnęłam mamę z powrotem na zjeżdżalnię :)
Ostatniego dnia naszych wakacji pojechaliśmy kolejny raz na południe - do miasteczka Arguineguin, skąd wypływały małe statki na poszukiwanie delfinów. Wreszcie płynęłam stateczkiem, choć nie takim wielkim jak te wcześniejsze. Ale i tak było fajnie. I widać było z tego statku chyba z pół południowego wybrzeża Gran Canarii.
Podczas 2-godzinnego rejsu wypatrywaliśmy delfinów. I pokazały nam się wreszcie i wtedy bardziej mi się spodobały niż w tym parku. Skakały wysoko nad wodą i robiły nam kuku :) Cała rodzinka delfinów tam pływała. I jeszcze widzieliśmy małego wieloryba!
Po rejsie poszliśmy na plażę i tam rozłożyliśmy się na ręcznikach.
Zaczęłam się bawić tym piaskiem i byłam bardzo zdziwiona, że tak lepi się do rączek. Przesypywałam piasek moim sandałkiem, aż cały ręcznik był w piasku, i moje nóżki, i nawet piasek miałam w pieluszce! No wszędzie był ten piach!
Mama wzięła mnie na rączki i znów zaniosła nad ocean, żeby sprawdzić, czy woda jest ciepła. Próbowała opłukać moje nóżki w wodzie, ale zaczęłam się drzeć, bo jednak za zimna woda dla mnie była. W sumie to mama też powiedziała, że ona by się w takiej zimnej wodzie nie kąpała! Mama tylko swoje stopy zanurzyła i od razu wyskoczyła :) Nasze stroje kąpielowe nie przydały się tym razem na urlopie. Mama kazała Wam przekazać, że jakbyście się wybierali w marcu na Gran Canarię, to nie liczcie za bardzo na kąpanie w oceanie! No chyba że lubicie zimną wodę :) Bo kilka takich śmiałków widziałyśmy z mamą! A więc marzec to dobra pora na zwiedzanie, bo nie jest tak gorąco jak w lecie, ale na pływanie to raczej nie :)
Nasz ostatni wieczór na plaży - czekamy na zachód słońca. A potem pora ruszać do domku i wracać do Irlandii.
I skończyły się moje pierwsze wakacje z rodzicami! Fajnie było! Dużo zwiedziłam, wiele nowych rzeczy zobaczyłam, nauczyłam się też nowych słówek, takich jak "fale", "palma" czy "piasek". No to kiedy następne wakacje mamusiu i tatusiu? :)
A Wam dziękuję za to, że zechcieliście posłuchać mojej relacji z tych wakacji! Mama miała ją napisać dla Was, ale taka była już zmęczona siedzeniem po nocach i przygotowywaniem zdjęć dla Was, że postanowiłam napisać to za nią :) Mam nadzieję, że Wam się podobała i relacja i fotki! Dajcie koniecznie znać, bo wtedy mama częściej będzie mi pozwalać pisać dla Was :) No to na razie!
Na Gran Canarii mieszkaliśmy w małej, spokojnej miejscowości tuż nad oceanem - mama podpowiada mi, że nazywała się Agaete i znajduje się na północy wyspy. W sumie nie było tam co robić, a plaża była kamienista, więc za twardo do wylegiwania się. No więc tylko przez jeden dzień zwiedzaliśmy tą miejscowość. I jeszcze strasznie wiało nad oceanem - widzicie te wielkie fale? Mama mówi, że wiało jak w Irlandii!
W Agaete jest taka fajna wielka skała wyłaniająca się z oceanu - mama znów mi podpowiada, że nazywa się El Dedo de Dios, czyli Palec Boży, bo miał wystający, cienki wierzchołek, który wyglądał jak palec wskazujący niebo, ale w 2005 r. złamał się ten "palec" i wpadł do oceanu. Szkoda no! Ale i tak fajna ta skała :) A swoją drogą to ta moja mama chyba zna dużo takich ciekawostek! Dobrze że czasami słucham co opowiada i co nieco z tego pamiętam :)
Z portu w Agaete odpływają promy na sąsiednią wyspę Teneryfę. Patrzyłam z mamą, jak płynie taki wieeeeelki statek. Może kiedyś popłyniemy takim? Wtedy byliśmy zbyt głodni i poszliśmy coś zjeść, i nie mogliśmy się zdecydować, w której restauracji nad oceanem usiąść - tak dużo ich było! I muszę się Wam pochwalić, że wtedy zjadłam moją pierwszą paellę z rybami i owocami morza i bardzo mi smakowała - prawie wszystko tatusiowi schapałam z talerza!
A mieszkaliśmy w apartamencie, przed którym był ogród z widokiem na ocean i góry. Mogłam sobie biegać po tym ogrodzie, a rodzice podziwiali widoki.
Wieczorkiem w tym ogrodzie obmyślałam i planowałam trasę na następny dzień, a mamusia z tatusiem relaksowali się przy "soczku" :) Ale oni mają ze mną fajnie, co nie? :)
Wreszcie udało nam się dotrzeć tam gdzie zamierzaliśmy - do Palmitos Park (dzięki mamusiu za kolejną podpowiedź - Ty to wszystkie nazwy pamiętasz! :) Ten park leży w dolinie i jest bardzo duży, to takie połączenie ogrodu botanicznego i ZOO. Jest tam zielono i wszędzie są palmy. Mama bardzo lubi palmy. Mnie też się podobają i potem ciągle mówiłam "Pama, pama". Było bardzo gorąco i w ogóle nie wiało.
Mamie podobały się różne śmieszne roślinki, które tam rosły i robiła im zdjęcia. Jakieś kaktusy i inne dziwa :) A mnie podobał się mały wodospad wśród tej zieleni.
A ze zwierzątek to najbardziej spodobały mi się kolorowe papugi, które latały wysooooko po niebie! Patrzyłam zaciekawiona, jak taki pan wypuszcza je z ręki, a one odfruwają i po chwili wracają do tego pana. Fajne były też małe kangurki - takie pyci pyci jak ja! :)
A mama była zachwycona delfinkami, bo to jej ulubione zwierzątka. I w takim pięknym miejscu odbywał się pokaz tych delfinków. Przyszło baaaardzo dużo ludzi na ten pokaz - chyba inni też uwielbiają delfiny tak jak mama!
Mnie się niezbyt te delfiny podobały, ale oglądałam z rodzicami jak skaczą nad wodą, żeby mamusi sprawić przyjemność - taką jestem kochaną córeczką! :)
A tu mamusia mi dziękuje, że mogła sobie te delfinki pooglądać :) Spoko mamusiu, Ty też pozwalasz mi na wiele rzeczy :) A ładne mamy sukienki z mamusią? Prawie takie same!
Następnego dnia wybraliśmy się do stolicy Gran Canarii - Las Palmas. To bardzo duże miasto i nie mieliśmy czasu, by zobaczyć wszystko. Spacerowaliśmy po promenadzie nad oceanem, była tam długa piaszczysta plaża, ale nawet na nią nie weszliśmy, bo znów strasznie wiało.
Zawędrowaliśmy też do portu (to znaczy mama z tatą wędrowali, a ja jeździłam sobie w moim wózku - taka jestem wygodnicka :) A w tym porcie znowu był taki ogromny statek! Chyba z 10 pięter miał! Chciałabym kiedyś popłynąć takim olbrzymem - mama też by chciała, więc może ją kiedyś zabiorę w rejs :)
A kolejny dzień spędziliśmy znów na południu - na plaży w Maspalomas. To bardzo popularne miejsce, bo było tam strasznie dużo ludzi. A zaraz obok plaży było pełno małych sklepików, gdzie kupiłam sobie śliczny ręcznik kąpielowy. I były tam też restauracje, gdzie znów zjadłam pyszną rybkę.
A to Maspalomas to jest znane z wielkich, piaszczystych wydm, które są chronione w rezerwacie przyrody Dunas de Maspalomas. Tyle piasku tutaj, że się w głowie kręci! Ile zamków można by było z tego piasku wybudować! I można po tych wydmach chodzić. Widzicie te małe mróweczki tam na wydmach? :)
Wydmy rozciągają się na długości 6 km i szerokości do 2 km. Czyli całkiem sporo do spacerowania :) My byliśmy tylko na małym kawałeczku tych wydm i jeszcze ja nie chciałam stanąć na piasku, bo taki dziwny był - taki miękki i nogi się zapadały pod nim! Jak mama chciała mnie tam postawić, to zaczęłam krzyczeć! No i musiała mnie na rękach nosić :) Bo wózek to też się zapadał!
Mamę w końcu ręce zabolały i położyła mnie na leżaczku. Mamusia zaraz nasmarowała mnie kremem i opalałam się :) A potem jeszcze skakałam po tacie i nie dałam mu poleżeć w spokoju :) Fajnie było na tym leżaczku na plaży! Dopóki nie dotykam piasku, to jest OK!
Ale mama zrobiła mi na koniec psikusa i zaniosła nad samą wodę. I postawiła mnie na piasku i nawet nie było tak strasznie, bo tam piasek nie zapadał się pode mną. Taki twardy był i mokry. Taki piasek to ja lubię, a nie jakiś tam miękki drań! :) I nawet pokazywałam mamusi, gdzie leży Irlandia - o taaam daleeeeeko! Albo może po tamtej stronie? ;)
Mamusia mówi, że wcale nie trzeba jechać do Afryki, by poczuć się jak na Saharze! Chyba ma rację! Sami zobaczcie, jak te wydmy fajowo wyglądają! A wiecie, że ten piasek wcale nie został tu przywiany z Sahary, która jest nie tak daleko? Tylko prawie w całości został przyniesiony przez wodę morską. A niektóre wydmy są baaaardzo wysokie - mają nawet z 10 czy 20 metrów! To więcej niż ja, mama i tata razem wzięci!
Następnego dnia było trochę pochmurno i musiałam ubrać kurteczkę. No jak to tak? - w kurtce na wakacjach??? Dobrze chociaż, że tylko jeden dzień był taki! Znów wiało, więc pojechaliśmy w głąb wyspy do małego miasteczka Arucas. Pokręciliśmy się po małych, wąskich uliczkach, pospacerowaliśmy po parku.
I co najważniejsze - byłam na placu zabaw :) Takim samym jak w Irlandii! Najpierw huśtałam się ja, a potem mama też chciała się pohuśtać. A ze zjeżdżalni to zejść nie chciałam, tak mi się podobało i ciągle zjeżdżałam i zjeżdżałam! Nawet jak już wyszliśmy stamtąd, to po chwili ciągnęłam mamę z powrotem na zjeżdżalnię :)
Ostatniego dnia naszych wakacji pojechaliśmy kolejny raz na południe - do miasteczka Arguineguin, skąd wypływały małe statki na poszukiwanie delfinów. Wreszcie płynęłam stateczkiem, choć nie takim wielkim jak te wcześniejsze. Ale i tak było fajnie. I widać było z tego statku chyba z pół południowego wybrzeża Gran Canarii.
Podczas 2-godzinnego rejsu wypatrywaliśmy delfinów. I pokazały nam się wreszcie i wtedy bardziej mi się spodobały niż w tym parku. Skakały wysoko nad wodą i robiły nam kuku :) Cała rodzinka delfinów tam pływała. I jeszcze widzieliśmy małego wieloryba!
Po rejsie poszliśmy na plażę i tam rozłożyliśmy się na ręcznikach.
Zaczęłam się bawić tym piaskiem i byłam bardzo zdziwiona, że tak lepi się do rączek. Przesypywałam piasek moim sandałkiem, aż cały ręcznik był w piasku, i moje nóżki, i nawet piasek miałam w pieluszce! No wszędzie był ten piach!
Mama wzięła mnie na rączki i znów zaniosła nad ocean, żeby sprawdzić, czy woda jest ciepła. Próbowała opłukać moje nóżki w wodzie, ale zaczęłam się drzeć, bo jednak za zimna woda dla mnie była. W sumie to mama też powiedziała, że ona by się w takiej zimnej wodzie nie kąpała! Mama tylko swoje stopy zanurzyła i od razu wyskoczyła :) Nasze stroje kąpielowe nie przydały się tym razem na urlopie. Mama kazała Wam przekazać, że jakbyście się wybierali w marcu na Gran Canarię, to nie liczcie za bardzo na kąpanie w oceanie! No chyba że lubicie zimną wodę :) Bo kilka takich śmiałków widziałyśmy z mamą! A więc marzec to dobra pora na zwiedzanie, bo nie jest tak gorąco jak w lecie, ale na pływanie to raczej nie :)
Nasz ostatni wieczór na plaży - czekamy na zachód słońca. A potem pora ruszać do domku i wracać do Irlandii.
I skończyły się moje pierwsze wakacje z rodzicami! Fajnie było! Dużo zwiedziłam, wiele nowych rzeczy zobaczyłam, nauczyłam się też nowych słówek, takich jak "fale", "palma" czy "piasek". No to kiedy następne wakacje mamusiu i tatusiu? :)
ADIOS GRAN CANARIA !!!
18 komentarze
Oj, cudowne wakacje! Bajecznie po prostu!
OdpowiedzUsuńMasz rację, widoki bajeczne, a wakacje cudne! Teraz czas odliczać do następnych :D
UsuńWidoki jak w bajce <3
OdpowiedzUsuńOj tak! :D Tylko szkoda, że ta bajka tak szybko się skończyła ;)
UsuńCudowne wakacje!!!!!! marzy mi sie zobaczyć palmy na żywo i wizyta w delfinarium :) Piękne wspomnienia macie teraz :)
OdpowiedzUsuńDobrze że chociaż te wspomnienia zostają! :) No i zdjęcia :) A Tobie życzę spełnienia tych marzeń - a jakbyś chciała palmę, to ostatnio widziałam jedną tu w Limerick, więc jakby co, to wiesz gdzie szukać :D
UsuńPS. No i delfiny też mamy, więc Irlandia zaprasza ;)
Super wakacje :) My też zaczynamy właśnie planować jakieś, ale ciągle nie wiemy gdzie :)
OdpowiedzUsuńMy zdecydowaliśmy się na Wyspy Kanaryjskie, bo tylko tam było ciepło w marcu, a chcieliśmy jechać na urlop jeszcze przed 2-gimi urodzinami córci. Jeśli wybieracie się w lecie, to macie większy wybór gorących krajów :) Miłego szukania i planowania! :D Oj, chciałabym już znowu planować jakąś wycieczkę! Ale to pewnie dopiero w przyszłym roku!
UsuńKocham Gran Canarie,byłam tam już 4 razy ale zawsze zatrzymujemy sie w Puerto Rico��
OdpowiedzUsuńNam też się podobała :) Ale do Puerto Rico nie zdążyliśmy dotrzeć - ale byliśmy niedaleko :) Jeśli kiedyś znów tam pojedziemy, to na pewno zatrzymamy się gdzieś na południowym wybrzeżu, żeby nie jeździć tak ciągle z północy :)
UsuńAleee cudnie <3 Widoku delfinów bardzo zazdroszczę :)
OdpowiedzUsuńJa teraz będę polować na orki ;) Bo delfiny już wielokrotnie zobaczone - chociaż nadal uwielbiam je i nie mam dość :D
UsuńPiękne zdjęcia i fantastyczny wyjazd! Tylko pozazdrościć tej ucieczki przed końcem zimy :)
OdpowiedzUsuńU nas zimy wielkiej nie było, ale i tak fajnie było się na chwilę wyrwać do ciepełka :) Tylko potem wracać się nie chce do deszczu i chłodu!
Usuńsuper, piekne zdjęcia i idealna relacja dwulatki :)
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo - to myślę, że mama jeszcze kiedyś pozwoli mi coś tam napisać, skoro się podobało :D
UsuńPiękne zdjęcia z podróży :) Aż chciałoby się tam pojechać!
OdpowiedzUsuńTo nic tylko kupować bilety :) Niektóre miejsca warte są zobaczenia :)
Usuń