Jedni lubią odpoczywać nad wodą. Inni wolą góry. Jeszcze inni lubią zwiedzać zabytki. I jak to wszystko pogodzić? Da się wszystkich zadowolić? Ano da się :) Wystarczy przyjechać do Killarney - miasta w południowo-zachodniej Irlandii. I to wszystko masz w jednym miejscu na wyciągnięcie ręki. Plus pełno zwierzaków dla tych najbardziej wymagających, czyli naszych najmłodszych podróżników :)
Na początku sierpnia wybraliśmy się do Killarney na kilka dni. Wróciliśmy zachwyceni pięknymi krajobrazami, malowniczymi zamkami, już mniej zachwyceni zmienną irlandzką pogodą, a nasza córcia do dziś wspomina lamy i łapanie kur :) Może i Was zachwycą te tereny po obejrzeniu zdjęć i jeśli ktoś z Was będzie miał okazję, polecam odwiedzić urocze Killarney.
Nie przedłużając - zapraszam na fotorelację :)
Pierwszego dnia odwiedziliśmy Coolwood Wildlife Park, takie mini ZOO, położone zaledwie kilka km od centrum Killarney. W czasach przed dzieckiem takie miejsca zupełnie nas nie interesowały, ale teraz stanowią główny punkt każdego wyjazdu :) Na szczęście w Irlandii miejsc takich jest masa, więc gdzie nie pojedziesz, tam znajdziesz jakieś ZOO czy farmę ze zwierzakami. Tu mieliśmy dwa w jednym, bo i mini ZOO, i farma. Nasza córcia pogadała sobie z sową, goniła za kurami i prawie pogłaskała szczeniaczka. Oprócz ptaków i domowych zwierząt, są tam też m.in. lemury, surykatki, lamy czy alpaki.
Lemury gonią na wolności i obserwują nas z dachu. |
Siedzi taki gościu i pozuje do zdjęć :) |
Inna odmiana lemura. Też milusi :) |
Alpaki pasą się w bardzo malowniczym miejscu. |
Izunia zastanawia się, czy poczęstować alpaka ciasteczkiem :) |
Miejsce bardzo przyjemne, można tam spędzić kilka godzin, powoli spacerując i oglądając zwierzaki - pod warunkiem, że nie leje, bo wszystko znajduje się pod gołym niebem. Nam się akurat udało z pogodą, bo właśnie przestało kropić gdy tam przyjechaliśmy. W parku jest też mały plac zabaw dla dzieci, miejsce na piknik oraz sklepik z pamiątkami, gdzie można wypić kawkę. Taka informacja na koniec - za wstęp można płacić tylko gotówką. Więcej informacji o parku znajdziecie na oficjalnej stronie - o tutaj.
Po wizycie w parku pojechaliśmy do centrum miasta, zjedliśmy coś, pospacerowaliśmy po uliczkach, ale jakoś zdjęć żadnych nie zrobiłam (znacie to? - "Później zrobię, przecież jeszcze tu będziemy" :) A później lać zaczęło i do auta trzeba było uciekać. A następnego dnia do centrum już nie dotarliśmy. No to następnym razem :)
Zrobiło się już szaro, chłodno i ponuro, ale przynajmniej lać przestało, więc jeszcze na pobliski zamek podjechaliśmy.
Ross Castle z XV wieku leży tuż nad jeziorem, udostępniony jest do zwiedzania od marca do października, jednak my przybyliśmy tam o zbyt późnej porze i nie weszliśmy już do środka. Ale wciąż mogliśmy się pokręcić koło murów i po placu zamkowym. Więcej info o zamku, jego historii, cenach wstępu i godzinach otwarcia znajdziecie tutaj.
Malownicze położenie zamku przyciąga mnóstwo turystów przez cały rok. Jest co podziwiać!
Po jeziorze można popłynąć takim stateczkiem. Rada dla chętnych - warto przyjechać wcześniej, żeby nic Wam nie zamknęli przed nosem :) Podczas rejsu można zobaczyć m.in. ruiny opactwa na pobliskiej wyspie Innisfallen. Więcej info o rejsach statkiem tutaj.
A dla dzieci i tak największą atrakcją jest karmienie kaczuszek :) Albo raczej wymuszanie kolejnego ciasteczka, że niby dla kaczuszek, a tak naprawdę ciasteczko ląduje w buźce sprytnego dzieciaka :)
Po dniu pełnym wrażeń trzeba usiąść, odpocząć i nacieszyć oczy pięknymi widokami.
Cały drugi dzień spędziliśmy w Muckross House, Gardens and Traditional Farms, znajdującym się w Parku Narodowym Killarney. Jest to olbrzymi teren i mnóstwo rzeczy do zobaczenia - jak nazwa wskazuje, oprócz rezydencji, są też ogrody i farmy oczywiście :) Jest tam także restauracja, więc spokojnie można tam spędzić cały dzień bez zabierania swojego prowiantu :)
Na farmach można zobaczyć nie tylko zwierzęta, ale także można cofnąć się w czasie i zobaczyć, jak wyglądało życie w latach 1930-1940. Działają tam 3 farmy, wszystkie urządzone w tradycyjnym stylu. Świń Wam nie będę pokazywać, ale za to możecie sobie pooglądać fragmenty uroczych domków :)
Izunia znowu za kurami latała :) Nie wiem, co ona ma z tymi kurami, że tak ją zachwycają! Całe szczęście u babci w Polsce będzie miała kury całkiem za darmo i będzie mogła łapać do woli :)
Na terenie farm znajduje się też kącik małych zwierzaczków, plac zabaw oraz miejsce na piknik.
A ta kózka to nas śledziła przez kawałek drogi :)
Tuż obok farm, nad jeziorem znajduje się Muckross House - pałac w stylu wiktoriańskim z 1843 r. Tym razem weszliśmy do środka, ale Izunia niezbyt była zainteresowana zwiedzaniem komnat.
Na terenie Muckross można pojeździć takimi bryczkami. Można też pojechać w dalsze trasy, np. do Ross Castle czy wokół jezior. Więcej info o trasach tutaj. W sumie to szkoda, że my się nie wybraliśmy na taką przejażdżkę - ale pogoda nie była zachęcająca.
A z lasu wyskoczył jeszcze taki zwierz, by się przywitać z turystami :)
Więcej informacji o Muckross, m.in. godziny otwarcia i ceny, znajdziecie na oficjalnej stronie o tutaj.
Pod koniec dnia pojechaliśmy jeszcze zobaczyć wodospad Torc, znajdujący się niedaleko. Ale szybko przegonił nas stamtąd deszcz. Ech ta irlandzka zmienna co 5 minut pogoda!
Trzeciego dnia wróciliśmy już do domu i skończyła się nasza krótka, ale fajna wycieczka. Nam się podobało, a Wam? Polecam Wam Killarney i okolice, bo to świetne miejsce na relaks i każdy powinien znaleźć coś dla siebie :) Mam nadzieję, że kiedyś jeszcze tam wrócimy - w końcu aż tak daleko tam nie mamy!
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Jeśli podobał Ci się ten post, daj mi znać :)
Będę wdzięczna za komentarz, lajka na Fejsie
czy udostępnienie tego posta Twoim znajomym.
Mam nadzieję, że wpadniesz do mnie jeszcze!
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------