Czasem paraliżuje mnie strach...
8.2.17Od jakiegoś czasu nasz dom atakują wirusy. Najpierw dopadły męża, potem córcię, a na końcu mnie. Cholerny luty!!! Nie lubię być chora. Ale jeszcze bardziej nie lubię, gdy choruje moje dziecko. Wtedy każde kichnięcie, każde kaszlnięcie, każdy glut wiszący z nosa, podwyższona temperatura, czerwone oczka czy płacz w nocy powodują, że zaczynam się martwić. A już nie mówię o jakichś uderzeniach, guzach czy siniakach! I tak patrzę na to moje dziecko, gdy z czerwonego nochalka leci kolejna "bańka", a z gardełka wydobywa się męczący kaszel, i czasem paraliżuje mnie strach. Ogromny strach o moje dziecko. Strach, jakiego nigdy wcześniej nie odczuwałam w takim stopniu. I łzy pojawiają się w moich oczach.
Powiedzcie proszę, że też tak czasem macie, bo ja już siebie zaczynam zaliczać albo do wariatek albo do przewrażliwionych matek! A może wcale nie jestem ani wariatką ani przewrażliwiona, tylko jestem po prostu matką? Taką, która martwi się o dziecko, o jego zdrowie i oddałaby wszystko - dosłownie wszystko - byle tylko dziecko było znów zdrowe, uśmiechnięte i pełne energii! I wtedy nie liczy się nic innego, ani pieniądze, ani hobby, ani wszystkie plany. Bez zdrowia nic przecież nie cieszy. A szczególnie bez zdrowia ukochanej osoby.
A może przeraża mnie to, że tak naprawdę na to zdrowie nasze i naszych bliskich nie mamy za wielkiego wpływu, i nie wiemy co przyniesie nam los? Bo przecież mimo zdrowego trybu życia, zdrowego odżywiania, uprawiania sportów, i tak może się przyplątać jakiś wirus czy inne wredniejsze cholerstwo! Dawniej jakoś zbyt często o tym nie rozmyślałam, ale odkąd jestem mamą, takie myśli raz na jakiś czas zaprzątają moją głowę. Z tego samego powodu myśli o ewentualnym drugim dziecku tak mnie przerażają - bo co będzie, jeśli nie będzie zdrowe, jeśli coś pójdzie nie tak? Ale jak już pisałam, nie mamy na to wpływu, więc czy jest sens zadręczać się takimi myślami? (no chyba że ktoś lubi się tak dręczyć)
A ten mój strach nie pojawia się tylko podczas choroby, ale czasem nawet przy normalnych codziennych sytuacjach, gdy po prostu patrzę na córcię, jak się bawi czy jak słodko śpi. Czy to normalne u matek? I to nie tylko strach o zdrowie, ale o całą przyszłość. Przez moją głowę przebiega tysiąc myśli. Kim będzie moje dziecko? Czy da sobie radę w tym brutalnym świecie? Czy dobrze ją wychowamy? Czy będziemy w stanie dać jej wszystko co najlepsze? Czy zobaczymy jak dorasta? Co będzie jak nas zabraknie? I najgorsza z myśli - żeby tylko nic jej się nie stało! Kłębią się te myśli w głowie i wracają jak bumerang raz na jakiś czas!
A może po prostu zamiast zadawać sobie te pytania i bać się o przyszłość dziecka, trzeba cieszyć się tym, co jest tu i teraz? Nawet ostatnio pisałam o tym, żeby doceniać te wszystkie wspólne chwile (o tutaj - klik), ale wiadomo, że człowiek i tak od czasu do czasu będzie wybiegać w przyszłość, i tak będzie się martwić, i tak będzie się zadręczać. Ważne chyba, by nie robić tego zbyt często - by te nasze niepokoje nie przesłaniały nam tego "tu i teraz". No ale oczywiście łatwiej powiedzieć niż wykonać - szczególnie w sytuacjach, gdy widzisz, jak ukochana osóbka choruje.
Nie będę Was tu pytać, czy też się zamartwiacie i boicie o swoje dzieci, bo odpowiedź jest oczywista. Ale chciałabym spytać, jak sobie radzicie z tym strachem i czy często macie podobne myśli jak ja? A może jednak jestem tą przewrażliwioną wariatką?
*****
PS. Ostatnio u mnie tak trochę nostalgicznie - ale to chyba przez to, że za długo w domu siedzimy i za mało kontaktu z żywymi ludźmi, bo praktycznie od miesiąca nigdzie się nie ruszałyśmy na miasto, tylko ciągle dom, ogródek na chwilę, no i ja do pracy - no ale najpierw auto miałam zepsute, a teraz gdy już naprawione, to znowu chorujemy! Taki los! Ale gdy tylko wszystko wróci do normy, znów będę tryskać energią i humorem - i weselszymi postami :) Mam nadzieję, że będziecie ze mną i wtedy, i że nie zraża Was czasem taki smutniejszy wpis - ale przecież takie jest właśnie życie - nie zawsze jest pięknie i różowo!
*****
21 komentarze
Rozmawiałam kiedyś z osobami ze starszego pokolenia - ten niepokój podobno nigdy nie mija, tak więc chyba trzeba nauczyć się z nim żyć. Ja staram się na ile to możliwe wszystkie strachy od siebie odsuwać, jeśli wiem, że nie mam na coś wpływu. Nie jest to łatwe ;)
OdpowiedzUsuńNo właśnie, ten niepokój nigdy nie mija, a nawet z biegiem lat staje się może i większy, bo dziecko robi się samodzielne, dorośleje i już nie możemy go pilnować na każdym kroku. Ale taka już kolej życia! Masz rację, trzeba się nauczyć z tym żyć i nie myśleć o tym tak wiele. Będę próbować :)
UsuńWiesz wydaje mi się że z drugim dzieckiem to trochę mija. Nie pomyśl że martwię się mniej. O nie! Martwię się i kocham tak samo, albo i mocniej, bo podwójnie. Ale podchodzę do tego bardziej dojrzale, często z większym spokojem, nauczona doświadczeniem. Nie jestem oazą spokoju ale jest mi łatwiej mimo wszystko. Choć o dzieci martwić się będę już całe życie :)
OdpowiedzUsuńPrzy pierwszym dziecku to chyba każda matka jest przewrażliwiona i wszystko bardziej przeżywa :) Ale racja, niezależnie czy jest jedno, dwoje czy piątka dzieciaczków, martwić będziemy się już zawsze o te nasze Skarby!
Usuńjak moje dziecko się urodziło to straszyli nas porażeniem mózgowym i innymi strasznymi choróbskami. 1 pkt w skali Apgar.. na szczęście teraz jest zdrowe i ładnie się rozwija. Lęk niczego nie zmieni. Bać się drugiego dzieckaz obawy, że może być chore to trochę jak bać się wyjścia z domu bo może w nas trafić piorun.. spokojnie:)
OdpowiedzUsuńA że tu w Irlandii burz raczej nie ma i pioruny nie trzaskają, to chyba nie powinnam się tak obawiać tego numeru 2 ;) No więc przestaję się bać i zabieram się do roboty! :D Muszę Ci przyznać rację Andrzeju, bo przecież gdyby ludzie tak się ciągle bali wszystkiego, to pewnie nawet na 1-sze dziecko by się nie decydowali!
UsuńStrach jest nieodłączną częścią macierzyństwa i będzie nam towarzyszył już zawsze.
OdpowiedzUsuńWłaśnie! Bo macierzyństwo to nie tylko same piękne chwile, ale też chwile troski czy strachu właśnie!
UsuńJestem na etapie strachu o to co będzie jak sie okaże , ze moja Iza musi mieć usunięte migdałki, bo nie wyobrażam jej sobie w szpitalu, z bolącym po zabiegu gardłem, ba! ja sobie jej podczas samego zabiegu nie wyobrażam :( Tak, każdą matkę niejednokrtonie pogrąża strach, łapie w swoje szpony!
OdpowiedzUsuńNo to rzeczywiście masz teraz o co się lękać. Oby wszystko było dobrze z Twoją Izą! Trzymam kciuki, by ten zabieg nie był potrzebny! Ja też sobie nie wyobrażam mojego dziecka w szpitalu.
UsuńStrach pojawia się w momencie zobaczenia dwóch kresek na teście, a opuszcza nas...hmmm po naszej śmierci. Ja sama często łapię się na tym, że może za bardzo panikuję, ale weź nie panikuj jeśli masz cudownego małego człowieka u swego boku i chcesz dla niego jak najlepiej
OdpowiedzUsuńCzasami po prostu nie da się nie panikować! Ja najczęściej robię to po cichu, tak w sobie, żeby innych tą paniką nie zarażać.
UsuńTaki mały ten człowieczek, a tyle emocji wywołuje :)
Takie obawy są zupełnie normalne i naturalne - sama też często je odczuwam i odnoszę wrażenie, że żadna mama nie jest w stanie ich uniknąć. Ale z drugiej strony - martwienie się na zapas też nie ma większego sensu, bo i tak jeśli coś się ma wydarzyć, to tego nie unikniemy. Lepiej chyba żyć chwilą i starać się wykorzystać ten czas do maksimum.
OdpowiedzUsuńJa to chyba martwienie się na zapas mam we krwi! :) Ale staram się z tym walczyć, bo rzeczywiście to nie ma sensu :) Lepiej spożytkować tą energię na coś bardziej przyjemnego i na coś co dzieje się tu i teraz!
UsuńJa niestety nabawilam sie nerwicy wegetatywnej , ale zawsze bylam nerwuska , a od kiedy mam dzieci PANICZNIE boje sie chorob I smierci. A praca w szpitalu tylko jeszcze dolozyla mi zmartwien. Pracuje wiec nad swoja psychika, ale to ciezka I mozolna praca.
OdpowiedzUsuńMi podswiadomie dokucza "samotnosc", ze tak naprawde trzeba liczyc tylko na siebie I swoja intuicje.
Szpitale pzepelnione, az strach jechac na pogotowie. Lekarze maja "gdzies" wirusa , bo to minie itp. Czlowiek pozostaje sam na polu walki.
My chorowalismy w styczniu. Ciezko bylo, ale minelo.
Zycze Wam duzo zdrowka , a Tobie spokoju...
Dziękuję, zdrówko i spokój najważniejsze :)
OdpowiedzUsuńA z tymi szpitalami i lekarzami to masz niestety rację, w kolejce na pogotowie czeka się nieraz kilkanaście godzin, a lekarze to tylko antybiotyki przepisują tak chyba na odczep się!
Tobie też życzę mniej stresu i nerwów, choć zapewne nie jest to łatwe, gdy się pracuje w szpitalu i widzi to wszystko!
Ja jeszcze mamą nie jestem, ale uważam, i zawsze praktykuję to, żeby żyć chwilą i nie myśleć o tym, co będzie. Bo wtedy przez palce przelatuje nam czas, który już nigdy nie wróci.
OdpowiedzUsuńA przy dzieciach to tym bardziej ten czas przelatuje, więc rzeczywiście lepiej jest cieszyć się obecną chwilą niż za dużo myśleć o przyszłości :)
UsuńMam w swoim życiu również momenty, w których moje drugie imię to NIEPOKÓJ. Martwię się o wszystkich i o wszystko nie mając ku temu szczególnego powodu. Po jakimś czasie stan ten mija i znów nieoczekiwanie powraca. Nie lubię tych uczuć.
OdpowiedzUsuńNo właśnie najgorsze, że ten strach pojawia się zazwyczaj tak znienacka i często bez powodu! Ale chyba tak już to mamy zaprogramowane - my mamy :)
UsuńŚwietnie napisane. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuń