Jestem sobie przedszkolaczek...
4.9.17Jestem sobie przedszkolaczek, który ciągle rano płacze - tak u nas brzmiałaby ta piosenka. Bo nasze początki z przedszkolem do łatwych nie należały. W sumie to nadal nie jest łatwo, a mamy w domu małego przedszkolaka już półtora miesiąca. Ale zacznijmy od początku.
Kto śledzi mnie na Instagramie (o tutaj klik), ten może pamięta, jak wyglądały u nas początki w przedszkolu. Nasza córcia zaczęła chodzić do przedszkola w połowie lipca. Gdy wszyscy wokół na wakacjach, my pędziłyśmy co rano do przedszkola. Przez pierwsze 2 tygodnie był okres przyzwyczajania. I chociaż zapisaliśmy córcię tylko na 3 dni, przez te 2 tygodnie chodziła tam codziennie na 2 godziny. A pierwszy tydzień był niepłatny. Nie wspominam tych dni najlepiej - córcia pewnie też nie!
Pierwszego dnia oboje z mężem wzięliśmy wolne z pracy, by towarzyszyć naszej córci w tym ważnym dniu. Już po przekroczeniu progu przedszkola zaczęła się histeria. Tak samo jak kilka m-cy wcześniej, gdy poszliśmy ją zapisać. Dzieć uczepiony mamusi jak mała małpka i za nic puścić nie chce! Przy tym krzyk i płacz tak donośny, że uszy odpadają. W końcu udało mi się położyć ją na ziemi, ale oboje musieliśmy przy niej usiąść i bawiliśmy się z nią, bo z dziećmi nie chciała. A żeby załagodzić trochę emocje tego dnia, pojechaliśmy później do centrum miasta nad rzekę, gdzie karmiliśmy kaczki i łabędzie.
Ale następnego dnia znów trzeba było wejść do "jaskini lwa". I oczywiście sytuacja z histerią i małpką powtórzyła się - i powtarza do teraz, za każdym razem gdy wchodzimy do przedszkola. Drugiego dnia doradzili mi, bym posiedziała z 10 minut przy córci, a potem wyszła na chwilkę, potem znów posiedziała przy dziecku i znów wyszła. Tak więc zaczęłam znikać na krótko i plątałam się po korytarzu, nasłuchując płaczu mojego dziecka - a raczej nie musiałam nawet nasłuchiwać, bo te głośne krzyki słychać było zapewne po drugiej stronie ulicy! Dzieć mój biedny uciekał za każdym razem za fotel - chyba tam czuła się bezpieczna. A mnie aż serce ściskało z żalu, że ona tam taka smutna, a ja nic nie mogę na to poradzić. Raz wyszłam jak bawili się na placu zabaw - zajęli ją, żeby nie widziała jak znikam, bo inaczej przyczepiała się mojej nogi i ruszyć się nie mogłam. Ukryta za drzwiami patrzyłam jak biega z płaczem i szuka mamusi. Szkoda mi jej było. Ukryła się w końcu w drewnianym domku i zleciały się do niej inne dzieci, pytały czemu płacze i przytulały ją. Chyba była zaskoczona, bo przestała płakać, ale nie chciała stamtąd wyjść.
Za każdym razem miałam wydłużać swoją nieobecność i czwartego dnia wyszłam chyba na pół godziny - i to wyszłam wreszcie z budynku! Gdy wróciłam, spodziewałam się zastać zapłakaną córcię, a tu mi mówią, że bawi się w ogródku i że przestała płakać po kilku minutach. A gdy uśmiechnięta wyszła z tego ogródka, to nawet nie rzuciła się jak zwykle na mnie. Widać było, że wreszcie jej się spodobało przedszkole. Następnego dnia też było dobrze, a ja wyszłam na ponad godzinę! Wróciłam, a ona jadła obiadek i nawet nie zwróciła uwagi, że już jestem! Z jednej strony ucieszyłam się, a z drugiej - ała! tak szybko zapomniała o mamusi??? No cóż - może obiadek był lepszy niż te domowe mamusine ;)
Jednak w drugim tygodniu znów było gorzej i przedszkole było be! Pewnie przez weekend zapomniała o tym przedszkolu i trzeba było przyzwyczajać ją od początku. Nadal codziennie były krzyki, raz trwały krócej, raz dłużej. Jednego dnia się bawiła, a drugiego - chowała w kącie i nie dała dotknąć. A ja tym razem wychodziłam od razu z przedszkola i szłam na kawkę - pierwszy raz sama od baaaardzo baaaardzo dawna. Ale powiem Wam, że kawka lepiej smakuje z tą moją małą towarzyszką u boku! Ale dla mamy chyba lepiej wyjść gdzieś dalej na tą godzinkę czy półtora, by nie słyszeć tego płaczu, i zająć myśli czymś innym. Bo inaczej mama by zwariowała!
Od trzeciego tygodnia córcia już normalnie chodzi do przedszkola, czyli 3 dni w tygodniu po 4 godziny. A ja zaczęłam wreszcie wracać do domu i tam korzystać z tych samotnych chwil (bo o ile mogłam pić kawkę przez godzinę, to przez 3 godziny to już raczej nie :) Córcia nadal płacze jak ją tam zostawiam, a nawet jak już dojeżdżamy na parking. Czasem już rano w domu płacze, że nie chce do przedszkola. I codziennie rano w swojej sali ucieka pod drzwi i "do domku chcę!". Przedszkolanka musi ją na siłę wziąć na ręce i zająć czymś, i po kilku minutach krzyków, córcia uspokaja się i bawi - ale woli sama niż z innymi dziećmi. W jej grupie jest ok 10 dzieci i aż 3 przedszkolanki, w tym jedna Polka, więc zawsze się dogada z Izunią. Dzieci ciągle robią coś fajnego, a to malują, a to lepią z plasteliny, a to śpiewają. Mają też drugie śniadanie i obiad, przed obiadem idą do ogródka na plac zabaw, a po obiedzie odpoczywają na leżaczkach. Moja córcia jednak nie chce odpoczywać i idzie do nieco starszej grupy, gdzie się bawi póki po nią nie przyjadę. I zawsze wita mnie słowami "Izunia płakusiała". Ale tylko troszkę "płakusia" mój przedszkolak mały!
Ciekawa jestem, kiedy przestanie płakać na słowo "przedszkole"? Słyszałam, że niektóre dzieci płaczą nawet z rok, a inne od razu przestają. Niekiedy nachodzą mnie myśli, czy nie za wcześnie to przedszkole, czy nie lepiej byłoby poczekać jeszcze z rok? Bo teraz ma dopiero 2,5 roku, a przecież jak już zacznie szkołę, to przez kilkanaście kolejnych lat będzie chodzić! Z jednej strony szkoda mi tego jej beztroskiego dzieciństwa i tych straconych wspólnych chwil, ale z drugiej strony chciałabym żeby była wśród dzieci i by nie była takim samotnikiem. A im wcześniej zacznie się przyzwyczajać, tym podobno lepiej. Jest jeszcze kwestia opłat i mojego wolnego czasu. Bo przedszkole do tanich nie należy i co tydzień połowa mojej tygodniówki idzie na opłaty (a do tego zwiększyły się też koszty na samochód, bo zawożę-przywożę i nagle robi się ok 25 km dziennie i w sumie godzinę w aucie spędzam). Dopiero dzieci powyżej 3 lat mają darmowe 3 godziny dziennie w przedszkolu. Ale mimo tych zwiększonych opłat fajnie jest mieć tylko dla siebie te kilka godzin w ciągu dnia, prawda? To całkiem coś innego niż siedzenie po nocach, albo raczej drzemanie późnym wieczorem nad komputerem. Więc to przedszkole ma też jakieś plusy :)
Ale powiem Wam szczerze, że przez ten m-c gdy wracałam do domu na te 3-3,5 godz, to niewiele zrobiłam. Zakładałam że w ciągu 3 godz. zrobię i obiad, i dom ogarnę, i jeszcze czas na przyjemności zostanie. Ale gdy pierwszy raz wróciłam sama do domu, to stwierdziłam, że mam w nosie obiad i porządki - i po prostu zaczęłam robić to co lubię, co sprawia mi przyjemność - bo przecież życie jest za krótkie, by dzień w dzień tylko sprzątać i przy garach stać :) Tak więc wykorzystałam ten mój wolny czas m.in. na zabawę ze zdjęciami (co możecie podejrzeć na Instagramie). Niestety nie zrobiłam porządków w zdjęciach na kompie i nadal tam zapchane po moim kursie foto - no ale miałam robić to, co sprawia mi przyjemność, więc wszelkie porządki odpadają ;) I jeszcze w ciągu tego m-ca zrobiłam coś, czego nie robiłam od roku i myślałam, że już nigdy tego nie zrobię - nadrobiłam serial. A co! Matka też człowiek i raz na jakiś czas chce się przenieść do innnego świata :) No i jak się znów wciągnęłam, to koniec! (cholerne seriale! - jak się nie ogląda, to jest dobrze, ale jak już człowiek zacznie nową serię, to ciężko przerwać :) Tak więc w sierpniu wrzuciłam całkowicie na luz. Co nie znaczy, że w ogóle nie robiłam nic innego - bo i obiad był (najczęściej jakiś szybki albo na 2 dni :) i dom też nie zarósł pajęczynami :) Ale przynajmniej się zrelaksowałam, odpoczęłam i nabrałam sił. Bo wkrótce pewnie znów zacznie się szaleństwo - szczególnie wtedy, gdy rozpocznę kolejny kurs foto i znów na nic innego nie będzie czasu.
Długo zabierałam się za tego posta, bo zbyt wiele myśli krążyło mi po głowie i oczywiście akurat wtedy krążyły, gdy nie miałam jak ich zapisać (np. w aucie gdy jechałam po dziecia). Jednego dnia były to pozytywne myśli o przedszkolu, a drugiego już mniej pozytywne. Wszystko zależało od humoru córci i tego, którą nogą rano wstała z łóżka :) No i jeszcze od pogody! Nadal nie wiem, czy dobrze zrobiliśmy posyłając ją tak wcześnie do przedszkola - ale mam nadzieję, że wkrótce wyjdzie jej to na dobre, że się tam rozkręci, że się przełamie w końcu i zacznie bawić z dziećmi, i że znajdzie fajnych małych przyjaciół.
A jakie są Wasze doświadczenia z przedszkolem? Czy ciężko było na początku? A może Wasze maluchy dopiero zaczynają tą przygodę? Podzielcie się tutaj ze mną swoimi przeżyciami - i przeżyciami swoich dzieci :)
A dla tych, którzy dopiero zaczynają przygodę z przedszkolem, mam kilka rad - chociaż co ja tam mogę doradzać, jak sama jestem początkująca - no ale z mojego krótkiego przedszkolnego doświadczenia mogę Wam chociaż poradzić, żeby:
- nie zostawać zbyt długo z dzieckiem w przedszkolnej sali, bo im szybciej wyjdziesz, tym szybciej przestanie płakać,
- więc najlepiej wyjść od razu, chociaż niekiedy to jest trudne,
- nie plątać się przez cały czas po korytarzu przedszkolnym, podglądając dzieciaczka - bo słysząc krzyki i płacze, ciężko jest powstrzymać się od wejścia i zabrania stamtąd swojego malucha,
- najlepiej wyjść z budynku, iść na kawkę czy zakupy i nie myśleć non stop o tym, że zostawiło się tam płaczące dziecko - bo to skutkuje płaczącą mamą! (a przecież nie chcesz wracać po dziecko, wyglądając jak panda :)
- dla bardzo wrażliwych mam polecam tusz wodoodporny :)
- jeśli masz te kilka godzin dla siebie w domu, to zajmij myśli czymś innym i rób coś, co lubisz, co sprawia Ci przyjemność - przecież nie musisz sprzątać codziennie! :)
- możesz robić też rzeczy, których nie dasz rady robić w obecności dziecka,
- pamiętaj, że na wszystko trzeba czasu i prędzej czy później będzie lepiej!
No to trzymajcie kciuki za naszego przedszkolaka, by to lepiej było prędzej niż później :) A ja będę trzymać za Waszego :)
Jeśli podobał Ci się ten post, daj mi znać :)
Będę wdzięczna za komentarz, lajka na Fejsie
czy udostępnienie tego posta Twoim znajomym.
Mam nadzieję, że wpadniesz do mnie jeszcze!
Pierwszego dnia oboje z mężem wzięliśmy wolne z pracy, by towarzyszyć naszej córci w tym ważnym dniu. Już po przekroczeniu progu przedszkola zaczęła się histeria. Tak samo jak kilka m-cy wcześniej, gdy poszliśmy ją zapisać. Dzieć uczepiony mamusi jak mała małpka i za nic puścić nie chce! Przy tym krzyk i płacz tak donośny, że uszy odpadają. W końcu udało mi się położyć ją na ziemi, ale oboje musieliśmy przy niej usiąść i bawiliśmy się z nią, bo z dziećmi nie chciała. A żeby załagodzić trochę emocje tego dnia, pojechaliśmy później do centrum miasta nad rzekę, gdzie karmiliśmy kaczki i łabędzie.
Ale następnego dnia znów trzeba było wejść do "jaskini lwa". I oczywiście sytuacja z histerią i małpką powtórzyła się - i powtarza do teraz, za każdym razem gdy wchodzimy do przedszkola. Drugiego dnia doradzili mi, bym posiedziała z 10 minut przy córci, a potem wyszła na chwilkę, potem znów posiedziała przy dziecku i znów wyszła. Tak więc zaczęłam znikać na krótko i plątałam się po korytarzu, nasłuchując płaczu mojego dziecka - a raczej nie musiałam nawet nasłuchiwać, bo te głośne krzyki słychać było zapewne po drugiej stronie ulicy! Dzieć mój biedny uciekał za każdym razem za fotel - chyba tam czuła się bezpieczna. A mnie aż serce ściskało z żalu, że ona tam taka smutna, a ja nic nie mogę na to poradzić. Raz wyszłam jak bawili się na placu zabaw - zajęli ją, żeby nie widziała jak znikam, bo inaczej przyczepiała się mojej nogi i ruszyć się nie mogłam. Ukryta za drzwiami patrzyłam jak biega z płaczem i szuka mamusi. Szkoda mi jej było. Ukryła się w końcu w drewnianym domku i zleciały się do niej inne dzieci, pytały czemu płacze i przytulały ją. Chyba była zaskoczona, bo przestała płakać, ale nie chciała stamtąd wyjść.
Za każdym razem miałam wydłużać swoją nieobecność i czwartego dnia wyszłam chyba na pół godziny - i to wyszłam wreszcie z budynku! Gdy wróciłam, spodziewałam się zastać zapłakaną córcię, a tu mi mówią, że bawi się w ogródku i że przestała płakać po kilku minutach. A gdy uśmiechnięta wyszła z tego ogródka, to nawet nie rzuciła się jak zwykle na mnie. Widać było, że wreszcie jej się spodobało przedszkole. Następnego dnia też było dobrze, a ja wyszłam na ponad godzinę! Wróciłam, a ona jadła obiadek i nawet nie zwróciła uwagi, że już jestem! Z jednej strony ucieszyłam się, a z drugiej - ała! tak szybko zapomniała o mamusi??? No cóż - może obiadek był lepszy niż te domowe mamusine ;)
Jednak w drugim tygodniu znów było gorzej i przedszkole było be! Pewnie przez weekend zapomniała o tym przedszkolu i trzeba było przyzwyczajać ją od początku. Nadal codziennie były krzyki, raz trwały krócej, raz dłużej. Jednego dnia się bawiła, a drugiego - chowała w kącie i nie dała dotknąć. A ja tym razem wychodziłam od razu z przedszkola i szłam na kawkę - pierwszy raz sama od baaaardzo baaaardzo dawna. Ale powiem Wam, że kawka lepiej smakuje z tą moją małą towarzyszką u boku! Ale dla mamy chyba lepiej wyjść gdzieś dalej na tą godzinkę czy półtora, by nie słyszeć tego płaczu, i zająć myśli czymś innym. Bo inaczej mama by zwariowała!
Od trzeciego tygodnia córcia już normalnie chodzi do przedszkola, czyli 3 dni w tygodniu po 4 godziny. A ja zaczęłam wreszcie wracać do domu i tam korzystać z tych samotnych chwil (bo o ile mogłam pić kawkę przez godzinę, to przez 3 godziny to już raczej nie :) Córcia nadal płacze jak ją tam zostawiam, a nawet jak już dojeżdżamy na parking. Czasem już rano w domu płacze, że nie chce do przedszkola. I codziennie rano w swojej sali ucieka pod drzwi i "do domku chcę!". Przedszkolanka musi ją na siłę wziąć na ręce i zająć czymś, i po kilku minutach krzyków, córcia uspokaja się i bawi - ale woli sama niż z innymi dziećmi. W jej grupie jest ok 10 dzieci i aż 3 przedszkolanki, w tym jedna Polka, więc zawsze się dogada z Izunią. Dzieci ciągle robią coś fajnego, a to malują, a to lepią z plasteliny, a to śpiewają. Mają też drugie śniadanie i obiad, przed obiadem idą do ogródka na plac zabaw, a po obiedzie odpoczywają na leżaczkach. Moja córcia jednak nie chce odpoczywać i idzie do nieco starszej grupy, gdzie się bawi póki po nią nie przyjadę. I zawsze wita mnie słowami "Izunia płakusiała". Ale tylko troszkę "płakusia" mój przedszkolak mały!
Ciekawa jestem, kiedy przestanie płakać na słowo "przedszkole"? Słyszałam, że niektóre dzieci płaczą nawet z rok, a inne od razu przestają. Niekiedy nachodzą mnie myśli, czy nie za wcześnie to przedszkole, czy nie lepiej byłoby poczekać jeszcze z rok? Bo teraz ma dopiero 2,5 roku, a przecież jak już zacznie szkołę, to przez kilkanaście kolejnych lat będzie chodzić! Z jednej strony szkoda mi tego jej beztroskiego dzieciństwa i tych straconych wspólnych chwil, ale z drugiej strony chciałabym żeby była wśród dzieci i by nie była takim samotnikiem. A im wcześniej zacznie się przyzwyczajać, tym podobno lepiej. Jest jeszcze kwestia opłat i mojego wolnego czasu. Bo przedszkole do tanich nie należy i co tydzień połowa mojej tygodniówki idzie na opłaty (a do tego zwiększyły się też koszty na samochód, bo zawożę-przywożę i nagle robi się ok 25 km dziennie i w sumie godzinę w aucie spędzam). Dopiero dzieci powyżej 3 lat mają darmowe 3 godziny dziennie w przedszkolu. Ale mimo tych zwiększonych opłat fajnie jest mieć tylko dla siebie te kilka godzin w ciągu dnia, prawda? To całkiem coś innego niż siedzenie po nocach, albo raczej drzemanie późnym wieczorem nad komputerem. Więc to przedszkole ma też jakieś plusy :)
Ale powiem Wam szczerze, że przez ten m-c gdy wracałam do domu na te 3-3,5 godz, to niewiele zrobiłam. Zakładałam że w ciągu 3 godz. zrobię i obiad, i dom ogarnę, i jeszcze czas na przyjemności zostanie. Ale gdy pierwszy raz wróciłam sama do domu, to stwierdziłam, że mam w nosie obiad i porządki - i po prostu zaczęłam robić to co lubię, co sprawia mi przyjemność - bo przecież życie jest za krótkie, by dzień w dzień tylko sprzątać i przy garach stać :) Tak więc wykorzystałam ten mój wolny czas m.in. na zabawę ze zdjęciami (co możecie podejrzeć na Instagramie). Niestety nie zrobiłam porządków w zdjęciach na kompie i nadal tam zapchane po moim kursie foto - no ale miałam robić to, co sprawia mi przyjemność, więc wszelkie porządki odpadają ;) I jeszcze w ciągu tego m-ca zrobiłam coś, czego nie robiłam od roku i myślałam, że już nigdy tego nie zrobię - nadrobiłam serial. A co! Matka też człowiek i raz na jakiś czas chce się przenieść do innnego świata :) No i jak się znów wciągnęłam, to koniec! (cholerne seriale! - jak się nie ogląda, to jest dobrze, ale jak już człowiek zacznie nową serię, to ciężko przerwać :) Tak więc w sierpniu wrzuciłam całkowicie na luz. Co nie znaczy, że w ogóle nie robiłam nic innego - bo i obiad był (najczęściej jakiś szybki albo na 2 dni :) i dom też nie zarósł pajęczynami :) Ale przynajmniej się zrelaksowałam, odpoczęłam i nabrałam sił. Bo wkrótce pewnie znów zacznie się szaleństwo - szczególnie wtedy, gdy rozpocznę kolejny kurs foto i znów na nic innego nie będzie czasu.
Długo zabierałam się za tego posta, bo zbyt wiele myśli krążyło mi po głowie i oczywiście akurat wtedy krążyły, gdy nie miałam jak ich zapisać (np. w aucie gdy jechałam po dziecia). Jednego dnia były to pozytywne myśli o przedszkolu, a drugiego już mniej pozytywne. Wszystko zależało od humoru córci i tego, którą nogą rano wstała z łóżka :) No i jeszcze od pogody! Nadal nie wiem, czy dobrze zrobiliśmy posyłając ją tak wcześnie do przedszkola - ale mam nadzieję, że wkrótce wyjdzie jej to na dobre, że się tam rozkręci, że się przełamie w końcu i zacznie bawić z dziećmi, i że znajdzie fajnych małych przyjaciół.
A jakie są Wasze doświadczenia z przedszkolem? Czy ciężko było na początku? A może Wasze maluchy dopiero zaczynają tą przygodę? Podzielcie się tutaj ze mną swoimi przeżyciami - i przeżyciami swoich dzieci :)
A dla tych, którzy dopiero zaczynają przygodę z przedszkolem, mam kilka rad - chociaż co ja tam mogę doradzać, jak sama jestem początkująca - no ale z mojego krótkiego przedszkolnego doświadczenia mogę Wam chociaż poradzić, żeby:
- nie zostawać zbyt długo z dzieckiem w przedszkolnej sali, bo im szybciej wyjdziesz, tym szybciej przestanie płakać,
- więc najlepiej wyjść od razu, chociaż niekiedy to jest trudne,
- nie plątać się przez cały czas po korytarzu przedszkolnym, podglądając dzieciaczka - bo słysząc krzyki i płacze, ciężko jest powstrzymać się od wejścia i zabrania stamtąd swojego malucha,
- najlepiej wyjść z budynku, iść na kawkę czy zakupy i nie myśleć non stop o tym, że zostawiło się tam płaczące dziecko - bo to skutkuje płaczącą mamą! (a przecież nie chcesz wracać po dziecko, wyglądając jak panda :)
- dla bardzo wrażliwych mam polecam tusz wodoodporny :)
- jeśli masz te kilka godzin dla siebie w domu, to zajmij myśli czymś innym i rób coś, co lubisz, co sprawia Ci przyjemność - przecież nie musisz sprzątać codziennie! :)
- możesz robić też rzeczy, których nie dasz rady robić w obecności dziecka,
- pamiętaj, że na wszystko trzeba czasu i prędzej czy później będzie lepiej!
No to trzymajcie kciuki za naszego przedszkolaka, by to lepiej było prędzej niż później :) A ja będę trzymać za Waszego :)
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Jeśli podobał Ci się ten post, daj mi znać :)
Będę wdzięczna za komentarz, lajka na Fejsie
czy udostępnienie tego posta Twoim znajomym.
Mam nadzieję, że wpadniesz do mnie jeszcze!
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
15 komentarze
Pamiętam ten czas, wynajdywałam sobie sporo zajeć by nie myśleć, aż w końcu założyłąm bloga :))))
OdpowiedzUsuńBlog to rzeczywiście super pomysł, bo bardzo czasochłonny i zanim się obejrzysz, już jedziesz po dzieciaka :)
UsuńPoczątki zawsze są trudne (u nas jeszcze w pierwszym roku przedszkola było w kółko chorowanie), ale potem już jest fajnie. Ja powoli zaczynam się stresować przyszłorocznym pójściem syna do szkoły ;)
OdpowiedzUsuńU nas na razie chorób nie ma, no ale wiadomo że tego się raczej nie uniknie niestety! A szkoła to już wyższy poziom nerwów matki :) Ja na razie o szkole nie myślę - chociaż w przyszłym roku przydałoby się już wybrać jakąś!
UsuńOjjj, kiedy to było! Dziwnie się tak patrzy ba tych wszystkich przedszkolaczków wiedząc, że moje dziecko też do niedawna takie małe było :D
OdpowiedzUsuńJa też pewnie ani się obejrzę a będę już wspominać przedszkole! Za szybko czas przelatuje i za szybko te nasze dzieciaczki rosną, co nie? :)
UsuńMoje osobiste doświadczenia z przedszkolem/zerówką są dość traumatyczne ;) Płakałam przez cały okrągły rok - czasami rodzice musieli mnie odbierać dużo wcześniej, bo panie nie potrafiły sobie ze mną poradzić. Bąbel z kolei ogólnie lgnie do dzieci - ale na razie uczęszczamy do przedszkola w kratkę, czasami zdarzają się nam wagary, wszystko się jeszcze klaruje i mamy w grupie ciągłą rotację. Póki co nie wróciłam do pracy - więc możemy pozwolić sobie na dość luźne podejście do tematu.
OdpowiedzUsuńMy mieliśmy wagary teraz przez 2 tyg, bo byliśmy w Polsce :) I pewnie znów trzeba będzie od początku przyzwyczajać! Zobaczymy w środę jak to będzie po takiej przerwie!
UsuńNo tak, każdy musi to przetrwać, ja już mam w domu "stare wyjadaczki", starsza córka ostatni rok w przedszkolu, w zerówce, a druga drugi rok plus krótki epizod z klubikiem :) także u nas już sprawa unormowana
OdpowiedzUsuńU nas wciąż wszystko nowe i nie wiadomo kiedy się to wreszcie unormuje :) Ale mam nadzieję, że wkrótce!
UsuńRety! Kiedy ona tak wyrosła! Odnośnie przedszkola- pamiętam że kiedy chodziłam do zerówki było to najgorsze przeżycie dla mnie, wcale tego nie lubiłam, co dzień musiała ze mną chodzić mama, a kiedy wychodziła ja zalewałam się łzami :)
OdpowiedzUsuńNo rzeczywiście wyrosła strasznie! A ja swojego pobytu w przedszkolu zupełnie nie pamiętam! To może lubiłam chodzić, bo może krzyk i płacz to bym zapamiętała :)
UsuńNo widzisz moja droga, takie zasady edukacji na emigracji.. Niczym się nie przejmuj, będzie coraz lepiej. :) Najgorsze już za Wami, bo nie zrezygnowałaś, nie poddałaś się, a przecież dziecko musi się edukować i przebywać z rówieśnikami. Dziecko nie płacze z traumy, dziecko płacze z przyzwyczajenia. Mam nadzieję, że lada moment nastąpi zapomnienie o tym, że ma płakać. Myślę, ze pora przestać o płaczu rozmawiać, w ogóle o tym nie rozmawiajcie. Może to zadziała.. Tak, jeśli gdzieś usłyszałaś, że niektóre dzieci płaczą nawet przez cały rok, to jest to prawdą. twoje dziecko nie jest wyjątkiem. Dokładnie tak było w przypadku jednej dziewczynki, która przyjaźni się z moim synkiem. Teraz zaczęła się szkoła, a dziewczynka z uśmiechem na ustach do niej przychodzi. Powodzenia i wiele cierpliwości Tobie życzę :)
OdpowiedzUsuńDzięki za słowa otuchy :) Kiedyś na pewno będzie lepiej! A z tym nie gadaniem o płaczu to fajna rada - postaram się wprowadzić ją w życie i zobaczymy czy pomoże :) Bo chyba rzeczywiście teraz to tylko płacz z przyzwyczajenia - i niekiedy nawet łzy nie lecą!
UsuńJestem pod wrażeniem. Bardzo fajny wpis.
OdpowiedzUsuń