Flak, jaja i histeria, czyli jak to dobrze, że już po świętach!
20.4.17Jak to mówią: "Święta, święta, i po świętach!" A ja się cieszę, że już się skończyły, bo takich świąt to w życiu jeszcze nie miałam! Nie żeby aż tak wiele sie działo przez te święta! Bo działo się raczej niewiele i prawie tych świąt nie odczułam. Pewnie dlatego jestem zadowolona, że już się skończyły i wszystko wraca do normalności. Mam nadzieję jednak, że Wasze święta minęły radośnie i spokojnie!
A oto moja świąteczna histo(e)ria :)
Zaczęło się w Niedzielę Palmową, a raczej wieczór przed, gdy po pracy zasuwałam do jedynego jeszcze otwartego o tej godzinie sklepu, żeby dokupić wstążki do palmy, bo oczywiście wcześniej jakoś z głowy mi wyleciało, że święta już tuż tuż i że palmę trzeba. Potem do późna palmę dla dziecia w domu szykowałam, wstążki i kwiatki wiązałam na gałązce urwanej z drzewa zza płotu - bo oczywiście o baziach też zapomniałam. No dobra, palma gotowa i nawet spoko wygląda. A niech się dzieć cieszy! W niedzielę oczywiście od razu się pytała, co to jest i ćwiczyła machanie, aż kwiatki leciały. No spoko, jeszcze trochę kwiatków na palmie zostało, więc do kościoła można ruszać.
Ale gdy tylko przekroczyliśmy próg kościoła, zaczęła się histeria - dzieć w krzyk, że "NIE!!! NIE!!!" i "Wychodzimy!!!!". Łzy wielkie jak grochy leją się po małej buźce, a darcie tak głośne, że uszy odpadają. Cóż zrobić? Trzeba było wyjść z małą terrorystką :) Tatuś kręcił się wokół kościoła, a mama czekała aż ksiądz poświęci palmy i też czmychnęła. Nie wiem co dzieciowi się tam tak bardzo nie spodobało, że aż taka histeria była! Może ludzi za dużo? Może za głośno? Może msza za nudna? A może to ten bunt 2-latka i wszystko jest na "Nie", to i kościół? Mieliście takie sytuacje z Waszymi małymi buntownikami?
A że niedziela to była, to ja do pracy musiałam zaraz jechać. Dzieć jeszcze palmą w domu się pobawił i resztki kwiatków wywiało, tak że same wstążki zostały :) Za rok chyba bazie jednak będą ;)
Cały tydzień przed świętami, zamiast zabrać się za wielkie porządki i wypieki, ja sobie dziubałam igłą i nitką w filcu i zwierzaki szyłam :) A co! Ale takie wielkanocne zwierzaki żeby nie było :) Zabawa fajna, relaksująca i bardzo wciągająca. Ale maluchy takie dużo czasu zajmują! Więc znów po nocach siedziałam. Okien nie umyłam, babki wielkanocnej nie upiekłam, kurzu z kątów nie wymiotłam. Taka pani domu ze mnie marna!
Ale przynajmniej nieco się zrelaksowałam przy tych moich szyjątkach, a tego mi było trzeba po wyczerpującym marcu (czytaj tutaj, co mnie tak wyczerpało wtedy). No i jeszcze wiedziałam, że w święta nie odpocznę, bo znów do cholernej pracy trzeba zasuwać (tak to jest gdy się tyra w weekendy, a święta akurat w weekend wypadają - dobrze chociaż, że Boże Narodzenie nie zawsze jest w niedzielę). Jednak żeby nie było, coś tam sprzątnąć w domu się udało, ale Perfekcyjnej Pani Domu to bym nie zaprosiła ;)
Ale przynajmniej nieco się zrelaksowałam przy tych moich szyjątkach, a tego mi było trzeba po wyczerpującym marcu (czytaj tutaj, co mnie tak wyczerpało wtedy). No i jeszcze wiedziałam, że w święta nie odpocznę, bo znów do cholernej pracy trzeba zasuwać (tak to jest gdy się tyra w weekendy, a święta akurat w weekend wypadają - dobrze chociaż, że Boże Narodzenie nie zawsze jest w niedzielę). Jednak żeby nie było, coś tam sprzątnąć w domu się udało, ale Perfekcyjnej Pani Domu to bym nie zaprosiła ;)
W piątek zabrałam się z córcią za jajka. Rozsiadłyśmy się na macie, chwyciłyśmy kredki i do dzieła! Kreski, kwiatki - takie artystki z nas ;) Za dużo jaj nie malowałyśmy, bo córcia już po jednym się znudziła i zaczęła nim rzucać i turlać. Może w przyszłym roku wykaże większe zainteresowanie jajkami, a mamusia wymyśli bardziej artystyczne ślaczki :)
Na zakupy niewielkie wybraliśmy się dopiero w Wielką Sobotę, po stwierdzeniu, że jakoś mało tych rzeczy w koszyczku do święcenia! Od razu część zakupów do koszyczka poszła i teraz to można święcić. Dzieć oczywiście znów zaczął swoją kościelną histerię, ale tym razem mieliśmy pod ręką gadżety uspokajające. Powiem tyle, że czekoladowy króliczek stracił wtedy swoje uszy :)
Zaraz po powrocie do domu znów do pracy musiałam jechać. Nawet obiadu nie zdążyłam zjeść. Żeby się nie spóźnić, pojechałam inną drogą niż zwykle, takim skrótem. No i wtedy zaczęły się jaja! Ale nie takie wielkanocne ;) Droga wąska, kręta, jak 2 auta się mijają, to trzeba prawie w krzaki wjechać. Czyli taka normalka w Irlandii :) No i właśnie miałam to "szczęście", że na wyjątkowo wąskim odcinku drogi mijałam 2gie auto i to ja w te krzaki prawie wjechałam. Słyszę huk. No i co? No i flak! Opona przebita! Ja na jakimś kompletnym zadupiu, a że autem to tylko jeżdżę, to sama opony nie wymienię. No nic, tylko jechać powoli dalej i modlić się, by jakoś dojechać na tym flaku. I tak pyrkam powolutku, a za mną korek się tworzy i pewnie już tam klną na mnie, że się tak wlokę. Dojechałam jakoś na główną ulicę i tam już po poboczu jadę, żeby mogli mnie wymijać. A tu się wszyscy przechodnie oglądają, co tak hałasuje na drodze - tak, to ja z moim flakiem byłam! :)
Dotarabaniłam się do pracy, oczywiście spóźniona z 15 minut. Mój kolega z celi (czytaj: współpracownik:) mówi, że może to tylko powietrza brakuje. Ale jak zobaczył oponę, całą w dziurach, to aż się za łeb chwycił i dziwił się, jak ja tu dojechałam! Mężowi fotkę wysłałam i po chwili z dzieciem przybył na ratunek. Ja z dzieciem dreptałam zamiast pracować (ale szefa nie było, więc luuuuzik ;) A mąż oponę mi szybko wymienił. Auto uratowane, no ale teraz trzeba nową oponę dokupić! Takie jaja na święta :) A z tym moim autem to już przeżyłam wiele przygód - raz paliwo mi się skończyło (zobacz tutaj), a problemy z kluczykami to mnie doprowadzały czasem do granic wytrzymałości (zobacz tutaj). Teraz doszła opona. Co jeszcze mi zgotujesz moje autko kochane, co? :)
I tak ta Wielka Sobota minęła. A tu święta jeszcze się na dobre nie zaczęły przecież!
W Wielkanoc po późnym śniadanku wielkanocnym, które na szczęście obyło się bez żadnych niespodzianek, znów do kościoła wyruszyliśmy, uzbrojeni w ciasteczka i soczek, żeby choć na chwilę uciszyć histerię dziecia. Tym razem dzieć wytrzymał w środku jakieś 10 minut, potem z tatusiem spacerowali wokół kościoła, a mamusia do końca mszy postanowiła zostać. A raz można do końca! ;) Po mszy czasu nie było, bo już 14 i już do pracy trzeba ruszać. Tym razem obiad zdążyłam zjeść, bo mąż żurek ugotował rankiem. Lepszy z niego pan domu niż ja! No i pojechałam świętować Wielkanoc do "ukochanej" pracy - z myślą, że chyba wszyscy będą świętować i ruchu nie będzie, bo to przecież święto! Ale gdzie tam! Ludzie w dresach, po fajki, po chleb, jak w normalny dzień. A co tam taka Wielkanoc dla nich! To sobie nie posiedziałam, nie poleniuchowałam, gazety nie poczytałam kurde! Takie świętowanie miałam! Gdy do domu po 22 wróciłam, dzieć już oczywiście smacznie sobie spał. Wtedy dopiero można było odpocząć i się zrelaksować.
Dobrze chociaż, że Poniedziałek Wielkanocny wolny miałam, i jeszcze dzieć pozwolił pospać dłużej, a znajomi na obiad zaprosili. Ciepło było, więc jeszcze do lasku i nad jeziorko wyskoczyliśmy, pospacerować w ciszy, z dala od zgiełku miasta. Wtedy dopiero poczułam, że to chyba święta są :) A tu już było po świętach prawie.
I w sumie dobrze, że się skończyły! Bo co to za święta, gdy siedzisz w pracy zamiast z rodziną, gdy babki wielkanocnej nie ma, a na oknach nadal odbite ślady małych paluszków? Za rok może do Polski na święta pojedziemy, by poczuć tak naprawdę te święta, te zapachy w babci kuchni i bolącą rękę od pucowania okien :)
A Wy mieliście jakieś świąteczne przygody? Podzielcie się swoją histo(e)rią! ;)
Dobrze chociaż, że Poniedziałek Wielkanocny wolny miałam, i jeszcze dzieć pozwolił pospać dłużej, a znajomi na obiad zaprosili. Ciepło było, więc jeszcze do lasku i nad jeziorko wyskoczyliśmy, pospacerować w ciszy, z dala od zgiełku miasta. Wtedy dopiero poczułam, że to chyba święta są :) A tu już było po świętach prawie.
I w sumie dobrze, że się skończyły! Bo co to za święta, gdy siedzisz w pracy zamiast z rodziną, gdy babki wielkanocnej nie ma, a na oknach nadal odbite ślady małych paluszków? Za rok może do Polski na święta pojedziemy, by poczuć tak naprawdę te święta, te zapachy w babci kuchni i bolącą rękę od pucowania okien :)
A Wy mieliście jakieś świąteczne przygody? Podzielcie się swoją histo(e)rią! ;)
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Jeśli podobał Ci się ten post, daj mi znać :)
Będę wdzięczna za komentarz, lajka na Fejsie
czy udostępnienie tego posta Twoim znajomym.
Mam nadzieję, że wpadniesz do mnie jeszcze!
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
12 komentarze
No śliczne te zwierzaki :)
OdpowiedzUsuńMoże Izunia tłumu się wystraszyła albo ktos miał tak straszną palmę :)
Auta wspólczuję, sami mieliśmy awarię-nowy akumulator do wymiany!
Dzięki :) A tak mi się to szycie spodobało, że jeszcze kilka zwierzaków mam w planach :)
UsuńA Izunia to ostatnio często histeryzuje z różnych powodów - np. że ktoś stoi za nią na zjeżdżalni. Chyba taki okres, co? :)
A co do aut, to same problemy z nimi i tylko kasa idzie na naprawy, no ale bez auta to tutaj ani rusz!
niezła seria...;)
OdpowiedzUsuńa palma super, idealna, zrobiona samodzielnie, u mnie był gotowiec ;)
No niezła ;) A ostatnio to mam ochotę właśnie na takie różne własnoręcznie wykonane rzeczy - więc póki jest ochota, będę coś tam tworzyć :) A palma, jak na moją pierwszą palmę, to rzeczywiście ładna wyszła - tylko nie przetrwała zbyt długo ;)
UsuńŚliczne zwierzaki!
OdpowiedzUsuńA co do przejść okołoświątecznych, to my na dwa dni przed Wielkanocą mieliśmy operację syna i byłam pewna, że całe święta będą pod znakiem jego rekonwalescencji, a okazało się, że trzy godziny po zabiegu był już w pełni sprawny :)
To fajnie, że syn tak szybko wrócił do formy! Dzieci to chyba szybciej się regenerują niż my!
UsuńAaaaa! Jaka cudowna ta palma! W życiu tak pięknej nie widziałam!
OdpowiedzUsuńDzięki :D To chyba najładniejsze rzeczy wychodzą mi wtedy, gdy nie myślę za wiele i robię na szybkiego :)
UsuńRzeczywiście mieliście niezłe "przeboje"...Praca w święta z całą pewnością do przyjemnych nie należy - natomiast jeśli chodzi o sprzątanie i inne przygotowania to ja z roku na rok coraz mniej się "przepracowuję". Jeden dzień świąt spędziliśmy na rowerach, drugi w górach - i w kolejnych latach zamierzamy to powtarzać :)
OdpowiedzUsuńRowery, góry - brzmi fajnie :) To mieliście bardzo przyjemne i relaksujące święta :) W sumie to nie ma co szaleć z tymi przygotowaniami i porządkami - przecież święta trwają tylko 2 dni, więc szkoda tracić tygodnia na pucowanie domu :)
UsuńHisteria - znam to i szczerze współczuję. Ja przeszłam wiele i jeszcze czasami przechodzę, ale na szczęście dzieć starszy więc co nieco wytłumaczyć mogę.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Czyli zostaje tylko czekać, aż z tego wyrośnie :) Bo na razie żadne tłumaczenia nic nie dają. Pozdrawiam :)
Usuń