Wreszcie budzę dzieciaki, które również z uśmiechem na buźkach witają nowy dzień. Oczywiście nie ma żadnego marudzenia, że: "jeszcze 5 minut", "nie chcę wstawać", "nie chcę do szkoły", "nie chcę tego ubrać", "a to nie pasuje do tego". Myślę sobie, jakie te moje dzieciaczki są idealne i grzeczne, że tak nigdy nie marudzą, i nie beczą bez powodu, i słuchają mnie zawsze. Śniadanko jemy na spokojnie, bez pośpiechu, oczywiście nikt nie wybrzydza, że nie chce tego jeść. Poranek mija nam wesoło i bez nerwów oczywiście.
A po śniadanku jedziemy do szkoły. Dzieć nr 1 odstawiony, więc teraz relaksik z dzieciem nr 2 przez kilka godzin. Młody oczywiście nie ma porannej głupawki i nie biega jak szalony, i nie wpada na ściany i nie nabija guzów, bo on oczywiście grzeczny i spokojny jest. I oczywiście nie ma żadnej histerii, gdy mu czegoś nie pozwalam. Normalnie dziecko-anioł, oczywiście. Bawimy się razem, a ja oczywiście uwielbiam te wszystkie zabawy autkami, puzzlami i przeglądanie tej samej książeczki po raz setny. Robimy razem ogromny bajzel, ale co z tego, jak potem razem sprzątamy. Dzieć nr 2 to wspaniały pomocnik! Pomaga mi też wstawić pranie i oskrobać ziemniaki.
Przed południem młody ziewa, więc kładę go spać. Jak zwykle szybko i grzecznie zasypia i śpi bardzo długo oczywiście, a ja w tym czasie mogę sobie odpocząć. Odpalam robota odkurzającego i włączam sobie serial. Młody śpi i śpi, więc i na kolejny odcinek jest czas. Błoga cisza, spokój, pełen relaksik. Potem zabieram się za obiad, ale to dla mnie także relaks, bo oczywiście uwielbiam stać przy garach. Oczywiście 2 dania robię, oczywiście zdrowe i smaczne. A jeszcze mnie natchnęło, to nawet i wypasiony deser robię i ciasto piekę. Tyyyyle czasu mam.
Wreszcie młody się budzi - tak długo spał, że już sama chciałam go zbudzić, bo już miałam dość tej ciszy i relaksu. Jedziemy do szkoły po córkę. Po powrocie wsuwamy ze smakiem pyszny obiadek i znów nikt nie marudzi, dzieciaki oczywiście same ładnie jedzą i nawet bajzlu nie ma pod stołem i krzesłami. Po obiedzie ja szybko ogarniam kuchnię, synuś mi pomaga, a córcia z radością siada do zadania domowego.
Na polu słoneczko i cieplutko, więc idziemy na spacerek, córcia szaleje na hulajnodze, synek grzecznie idzie za rączkę oczywiście. Potem bawią się razem w ogrodzie, a ja patrzę na nich z radością, choć w sumie mogłabym ich nie pilnować, bo wiem że oczywiście nie będą się kłócić, bić o piłkę, popychać czy walczyć kto ma pierwszy na zjeżdżalni zjechać. No rodzeństwo idealne oczywiście!
Idziemy do domku na deser, ciasto które upiekłam jest oczywiście tak pyszne, że wszyscy wołają o dokładkę. Wraca tatuś z pracy. Zjada obiadek i przejmuje dzieciaki, a ja mam chwilę dla siebie. Relaksuję się w wannie - gorąca kąpiel, świeczki, winko i cisza niczym nie zakłócana oczywiście. Nikt nie dobija się do drzwi oczywiście, nikt się nie drze oczywiście, nikt nie woła "mamooooooo!!!".
Już mam dość tego relaksu i wracam do mojej wesołej gromadki. Spędzamy czas we czwórkę, a potem tatuś ma chwilę dla siebie. A ja bawię się z dzieciarnią lalkami, autkami, gramy w gry, malujemy, czytamy. Uwielbiam te nasze wspólne zabawy, bo nikt się nie kłóci i nie bije o zabawki oczywiście. Potem dzieciaki ładnie się same bawią, więc biorę książkę i czytam, spoglądając co chwilę na te moje dwa Słodziaki. Oczywiście nie muszę się martwić, że któreś z nich wymyśli jakąś głupią zabawę, po której posypią się zęby i siniaki, oczywiście nie muszę co chwilę interweniować i wołać: "nie bij jej!", "nie gryź jej!", "puść jej włosy!", "nie popychaj go!".
Pora na kolację, tym razem tatuś szykuje coś dobrego. Wszyscy siedzimy przy stole, nikt nie biega oczywiście i za nikim nie trzeba gonić z chlebem po całej kuchni. Po kolacji kąpiemy dzieciarnię, znów nikt się nie drze oczywiście, że kropla wody wleciała do oka i nikt nie jęczy oczywiście, że nie chce już wychodzić z wanny.
Dzieciarnia gotowa już do snu, jeszcze tylko chwila wspólnych wygłupów, a potem książka, którą znamy już na pamięć i oczywiście córcia chce sama ją czytać. Już po godz. 20 dzieciaki padają, każdy w swoim łóżku oczywiście i oczywiście nie trzeba przy nich siedzieć aż zasną. I śpią ładnie całą noc oczywiście. A my mamy wieczór dla siebie, jak zwykle oczywiście.
Włączamy sobie film, przytulamy się na kanapie, jest cicho i spokojnie. Nikt nam nie przeszkadza oczywiście, nic nie zakłóca tego naszego wieczoru. Jest idealnie. Zresztą cały dzień był przecież idealny. Jak każdy inny dzień z naszymi idealnymi dzieciaczkami, w naszym idealnie czystym domku, w naszym idealnym życiu.
Przytulam się mocniej do męża, rozmyślając o tym naszym cudownym życiu. I wtedy... budzę się z tego snu :) Snu o idealnym dniu. Nie chcę otwierać oczu, jeszcze nie, bo wiem jaki armagedon tam ujrzę. Jeszcze z 5 minut chcę pośnić, pomarzyć. A potem mogę wrócić do tej mojej rzeczywistości, która niewiele ma wspólnego z tym idealnym dniem. No chyba tylko ilość dzieciaczków się zgadza ;) Ale gdyby było idealnie, to byłoby nudno, co nie? :)
**********
PS. A teraz powiedzcie mi, w którym miejscu kapnęliście się, że to tylko idealny sen? Zdradziła mnie gorąca kawa w 3 linijce czy może jeszcze wcześniej to, że wstaję o świcie z radością? ;)
Wiecie już, jak NIE wygląda zwykły dzień mamy dwójki. A jak wygląda rzeczywiście? O tym napiszę Wam wkrótce (oczywiście jeśli znajdę czas dla siebie i nie padnę jak zwykle z dzieciakami o 22 :)
Na koniec mam dla Was zabawę.
Przeczytajcie sobie wszystko od początku jeszcze raz, dodając prawie po każdym zdaniu "Ha ha ha, no jasne!" lub biorąc w cudzysłów każde "oczywiście" :) I co? Teraz już tak idealnie nie wygląda ten dzień, prawda? ;)
A jak wygląda Wasz idealny dzień - albo raczej idealny sen? Czy macie jakieś wygórowane marzenia? Czy może takie zwyczajne jak moje, żeby w łazience posiedzieć w samotności, w ciszy i w spokoju dłużej niż przez 5 minut? ;)
Acha, jeszcze co do tytułowego zdjęcia - kojarzycie te instagramowe fotki, gdzie widać zgrabne nóżki, rozłożoną pięknie książkę i obok tego kawkę z piankami czy innymi cosiami? Na pewno nieraz widzieliście coś takiego. Że niby matka tak się właśnie relaksuje przy dzieciach :) No jasne! Haha! Chyba we śnie ;) Ja zrobiłam tu swoją wersję tego obrazka - a skoro już się przebudziłam z tego idealnego snu, to trzeba pokazać jak jest w realu, co nie? :) A jest "prawie" tak samo jak na tych insta-fotach ;) No zobaczcie sami:
- książka jest? - no jest! (a to już szczegół, że nie jakaś poważna literatura czy romansidło, tylko Kicia Kocia i inne Kocie :)
- kawka jest? - no jest! (a nieważne, że była zimna i już nic nie zostało w filiżance - bo przecież przy dzieciach nie położę gorącej kawy na ziemi, bo zaraz któreś by przylazło i po kawie, a nie daj Boże na Kicie Kocie by się rozlało, to histeria gwarantowana! :)
- a nóżki są? - no są! (a to taki bonusik, że zamiast dwóch długich, zgrabnych i w wypasionych skarpetach, są aż cztery nogi - tylko że krótsze, mniej zgrabne i w dresach ;)
I co? Jak Wam się podoba ta moja wersja "relaksu" matki przy dzieciach? A Wy jak się relaksujecie przy swoich urwisach - tak instagramowo czy może tak jak ja? (Jeśli udaje Wam się tak instagramowo, to podziwiam - i proszę, zdradźcie mi swój sekret! Czy może macie takie dzieciaki, które siedzą same grzecznie i spokojnie przez 10 minut czy może przywiązujecie je do czegoś na czas swojego relaksu, żeby kawkę w spokoju wypić? ;)
To tyle :) Miłego dnia dla Was (i pełnego relaksu haha :)